Nuda jest tu zresztą tematem przewodnim i katalizatorem, komediowych w założeniu, zdarzeń. Nudna i znudzona sobą para małżonków z przedmieść Nowego Jorku: prawnik oraz agentka nieruchomości z dwójką dzieci, postanawia ożywić nieco rutynę codzienności. W tym celu, pozostawiwszy dzieci z opiekunką, wybierają się na randkę w mieście, do najmodniejszego nowego lokalu. Żeby zdobyć stolik w obleganej restauracji, podszywają się pod cudze nazwisko i... nakręcają spiralę komedii pomyłek.

Reklama

Parka przeciętniaków trafia w wir kryminalnej intrygi z bossem lokalnej mafii (Ray Liotta), skorumpowanymi policjantami, strzelaniną i pościgami w pakiecie. Najlepsze lekarstwo na małżeńską nudę, jak się okazuje. Jednak widz nie dostaje równie cudownego panaceum: film Shawna Levy’ego („Noc w muzeum”, „Fałszywa dwunastka”) jest bowiem kompletnie niewciągający i co gorsza – nieśmieszny.

To niemały wyczyn, biorąc pod uwagę paradę gwiazd, poczynając od obnażającego tors Marka Wahlberga po will.i.ama we własnej osobie. Nie wspominając o odtwórcach głównych ról – Carell i Fey to znakomici komicy, wychowankowie szkoły „Saturday Night Live” i „The Daily Show”, uchodzących nie bez kozery za kuźnie współczesnych satyrycznych talentów. Oboje zresztą udowodnili, że potrafią śmieszyć do łez: Tina w swoim autorskim serialu „Rockefeller Plaza 30”, zaś Steve w rozlicznych rolach filmowych („40-letni prawiczek”, „Mała Miss”, „Dorwać Smarta” i nade wszystko serial „Biuro”).

Tym bardziej dziwi, że w „Nocnej randce” nie potrafią wykrzesać u widza nic ponad pojedynczy chichot. Sprawiają wrażenie przemocą wtłoczonych w ramy tego przedsięwzięcia i znudzonych niby- -śmiesznymi kwestiami, które muszą wygłaszać. Smutne widowisko.

Reklama