Reżyser

Najbardziej lubię reżyserów, z którymi nawiązuje się osobisty kontakt. To wcale nie jest takie oczywiste, jak się wydaje. Oglądając osobiste filmy, emocjonalne dramaty, często jesteśmy przekonani, że reżyser musiał być bardzo blisko z aktorami, by osiągnąć taki efekt. Tymczasem czasem są to milczący egocentrycy, którzy wszelkie dyskusje, jakie mogliby toczyć z aktorami, toczą wyłącznie w swojej głowie. Zaś odtwórcom ról rzucają już tylko konkluzję swoich rozważań. Theo Angelopoulos nawiązuje dialog, choć nigdy nie pozwoli innym zaingerować minimalnie w swoją wizję, ale potrafi ją wytłumaczyć, nie zdaje się na instynkt aktora. Postaci w jego filmach są zawsze bardzo intensywne, bardzo wiele dzieje się z nimi emocjonalnie. By uzyskać przekonujący efekt na ekranie, musi wykrzesać ze swoich współpracowników mnóstwo energii. Bycie skrzypcami w takiej orkiestrze to niezwykłe przeżycie.

Reklama



Kieślowski

Krzysztof nie wyjaśniał aktorom, o co mu chodzi, kim są postaci z jego filmów i o czym są te historie. Patrzył, co aktor ma do zaoferowania historii, którą on tworzy. To chyba cecha każdego twórcy, który chce robić kino interaktywne – takie, któremu widz nie tylko się przygląda, ale nad którym sam musi popracować. By to osiągnąć, proces otwierania filmu musi się zacząć już wcześniej – na poziomie pracy z aktorem, który też rozpracowuje intencje reżysera bez podpowiedzi. Dla mnie „Podwójne życie Weroniki” było o intuicji, o tych wszystkich rzeczach, których nie zauważasz, a które potrafią poprzestawiać tory twojego losu. O czym „Weronika” była dla Krzysztofa? Nie wiem. On był typem poety skupionego na szczególe. Może widział w swoich filmach coś innego niż my. Jest takie powiedzenie po francusku: „To wielka przyjemność się chować, ale wielkie rozczarowanie nie zostać znalezionym”. W przypadku filmu sprawdza się ono w stu procentach. W dobrym filmie jest taki moment, w którym musi dojść do spotkania poszukiwań reżysera, aktora i widza. Kieślowski lubił się chować, ale znakomicie potrafił doprowadzać do tego, żeby go znaleziono.

Reklama



Aktorstwo

Kiedyś zwykłam mówić, że potrafię oddzielić życie prywatne od zawodowego – bo tak się przyzwyczaiłam, bo tak wygodnie było mi mówić. Ale to wierutne kłamstwo. W moim sercu te rzeczy są nierozerwalne, a serca nie da się oszukać. Jako aktorka czerpię z prywatnego życia, nie wszystko potrafię na zimno zagrać, muszę cała być w nastroju do tego, co mam stworzyć dla filmu.

Reklama

Nie oglądam nigdy swoich filmów. To wygląda tak, jakbym to nie ja była na ekranie. Byłam strasznie zadowolona, że pracowałam z Kieślowskim, ale filmów zrobionych z nim też nie oglądam. Podobnie jak nie oglądam moich albumów ze zdjęciami. Cieszę się myślą, że one są i że inni je oglądają. Cóż, jakoś nie mogę przyzwyczaić się do obrazu samej siebie. Za to przyzwyczaiłam się do myśli, że nigdy się już nie przyzwyczaję.



Próby

Lubię pracować tak, jak teraz pracuje się coraz rzadziej. Kiedy znalazłam się na planie jednego z moich ostatnich filmów – „Dust of Time” Theo Angelopoulosa – na próby i przygotowania jednego długiego ujęcia pracowaliśmy przez dwa dni. Po wielogodzinnych próbach wystarczały dwa, trzy duble, by wyszło nam tak jak życzył sobie reżyser. Współcześnie tak długie przygotowania do scen właściwie się nie zdarzają. Kręci się szybciej niż się pomyśli. Niekończące się próby na mnie działają mobilizująco. Skoro cała ekipa poświęciła tyle czasu na przygotowanie ujęcia, aktor czuje się w obowiązku dać z siebie wszystko za pierwszym razem. Nie liczy na to, że za dziesiątym coś się skoryguje, tylko jest tak obecny i skupiony w stu procentach. Próby pięknie budują napięcie między aktorem a reżyserem. Powoli rozwijają, otwierają, pozwalają zrozumieć i w kulminacyjnym momencie, kiedy zaczyna wrzeć, włącza się kamerę.



Francuskie pocałunki

To tytuł mojego najnowszego filmu (we Francji nosi tytuł „Les Beaux gosses” - przyp.). Pierwszej komedii w mojej karierze! Gram tam samotną matkę nastoletniej Aurory, jednej z bohaterek filmu. Reżyser Riad Sattouf, który wcześniej był znany jako autor komiksów, powiedział mi, że moja bohaterka, gdy była młodsza, pozowała do katalogu reklamowego z bielizną. Nie ośmielił się mnie o to poprosić, więc sama mu powiedziałam: „Mogę zrobić te zdjęcia”. Mam bardzo miłe wspomnienia z chwil, gdy je pstrykaliśmy. Riad poprosił, żebym pozowała w biustonoszu, przechadzając się po łazience roztargnioną miną, albo stała przy telefonie w kuchni, z filiżanką kawy w dłoni, przyjmując ekwilibrystyczną pozę. To było bardzo zabawne.

Ubawiłam się zwłaszcza, kręcąc sekwencję przyjęcia urodzinowego. Moja filmowa córka jest zszokowana tym, że tańczę w tak prowokujący sposób. A moja postać po prostu o wszystkim zapomina, całkowicie się rozluźnia. Małolaty nienawidzą, gdy ich rodzice robią coś takiego. Chciałabym częściej grać role matek, bo w ten sposób mogę opowiedzieć o sprawach, które dotykają mnie osobiście. Mam dwoje dzieci, w wieku czterech i siedmiu lat, na razie porozumiewam się z nimi bez problemu. Co innego z dwójką dorastających dzieci mojego męża – komunikacja z nimi to ćwiczenie, które trzeba przechodzić codziennie.



Miasta

Urodziłam się w Paryżu, ale wychowywałam w Genewie. Zawsze gdy kręcę w niej film, jest to dla mnie coś wyjątkowego. Podczas pracy nad „Czerwonym” Kieślowskiego byłam w Genewie pierwszy raz od czasu powrotu do Paryża. Miałam wrażenie, że odkrywam to miasto całkowicie inaczej niż dawniej. Gdy kręciłam „Déchaînées” Raymonda Vouillamoza, w których grałam adwokatkę rozwódkę, matkę dwojga dzieci, mieszkałam u własnej matki. To było dość przyjemne. Czułam się u siebie. Teraz mieszkam w Paryżu, choć, pracując z reżyserami różnych narodowości, wiele podróżuję. Dziesięć lat temu zaproponowano mi w Paryżu sztukę teatralną i to zatrzymało mnie tam na siedem miesięcy. Wtedy też poznałam mężczyznę, z którym żyję.




Irène Jacob (ur. 1966) – jedna z najwybitniejszych francuskich aktorek średniego pokolenia. Debiutowała małą rolą u Louisa Malle’a. Uznanie przyniosły jej role u Kieślowskiego w „Podwójnym życiu Weroniki” i zamykającym cykl „Trzy kolory” „Czerwonym”. Przez wiele lat konsekwentnie odmawiała udziału w hollywoodzkich filmach (łącznie z główną rolą w „Niemoralnej propozycji”). Choć teraz grywa czasem w Ameryce, jej specjalnością pozostaje kameralne europejskie kino. Ostatnio można ją było zobaczyć w obrazie greckiego mistrza Theo Angelopoulosa „The Dust of Time” i komedii „Francuskie pocałunki”.