Święta

Od kiedy na świecie jest moja 3-letnia córeczka Julka, robi się problem, do której babci pojechać. W tym roku będzie jednak inaczej, ponieważ mamy nowe mieszkanie, czyli nasze własne całe 41mkw., to wigilię zrobimy u nas. Ale choinkę postawimy chyba w ogródku i przytulimy do okna, żeby ją było widać, bo kiedy przyjedzie cała rodzina, to w mieszkaniu się już nie zmieści. W moim domu na stole zawsze było około 8 potraw, w tym m.in. karp, ryba po grecku – koniecznie, i rzecz oczywista śledzik – czyli zawsze mniej niż 14. Mikołajem był zawsze któryś członek rodziny. W zeszłym roku przebrał się tata Bartka (Bartosz Głogowski, aktor – red.), a Jula robiła wielkie oczy. Coś niesamowitego. I każdy musiał zaśpiewać kolędę, żeby dostać prezent, i zajadaliśmy się specjalnością mojej mamy Hani – tzw. makiełkami z bakaliami i miodem.

Reklama



Wrocław

Mieszkałam tu do 18. roku życia. Mieliśmy dom blisko rynku, z koncertami i imprezami plenerowymi na wyciągnięcie ręki. Kiedy spotykałam się ze znajomymi, to potem nie musiałam zamawiać taksówki. Kocham to miasto i jednocześnie go nie lubię. Są tu miejsca czarujące: rynek, starówka, Ostrów Tumski i urocze dzielnice Sępolno i Biskupin, gdzie stoją małe stare domki. Reszta Wrocławia jest jednak szara i dość przytłaczająca. Pamiętam, że miałam strasznie brzydką drogę do szkoły muzycznej (najpierw grałam na fortepianie, potem przeniosłam się na dyrygenturę) – mijałam stare kamienice pełne dziur, od których odpadał tynk. Gdyby ktoś chciał je odnowić, wyglądałby bombowo.

Reklama



początki

Reklama

W trzeciej klasie liceum zaczęłam chodzić na zajęcia teatralne do domu kultury. Tam poznałam Joannę Dobrzańską, która potem przygotowywała mnie do szkoły teatralnej. Dzięki niej dostałam się za pierwszym razem. Wybrałam Warszawę, bo chciałam się usamodzielnić. Dopiero tu wyszło na jaw, jaka naprawdę jestem, jaki mam charakter, tu nauczyłam się nazywać wszystko to, co się ze mną dzieje, i widziałam jak moja strona emocjonalna i intelektualna nabiera pędu i większej samoświadomości. A w Akademii Teatralnej dowiedziałam się, że swoim chyba dziecinnym wyglądem oraz głosem wzbudzam w innych instynkt opiekuńczy. I dlatego mam dobrze w życiu, bo opiekuje się mną dużo osób. Na trzecim roku miałam trudne uczuciowe momenty i chodziłam osowiała. Wszyscy zwracali mi na to uwagę i nagle okazało się, że mam obowiązek się uśmiechać, bo tylko to do mnie pasuje i tak ma być. Dobrze wspominam zajęcia z Jarosławem Gajewskim. Taki szaman z niego był, potrafił nas zaczarować. Kiedy na pierwszym roku robiliśmy z nim prozę i „Sklepy cynamonowe”, potem Dostojewskiego, potrafił obudzić w nas szaleństwo. Nie trafiłam ani na panią Teresę Budzisz-Krzyżanowską, nie miałam z zajęć z Mają Komorowską czy ze Zbigniewem Zapasiewiczem. Ale spotkałam się z Agnieszką Glińską, z którą ciągle pracujemy i dalej potrafimy siebie czymś nowym zaskoczyć.



literatura

Jestem fanką Virginii Woolf. Lubię też Sylvię Plath – wiersze, eseje, powieści, biografie itd. Ale moją ulubiona książką jest „Wybór Zofii” Williama Styrona. A w dzieciństwie siedem razy przeczytałam „Wichrowe wzgórza”. Co znajduję w tych książkach? Jak bohaterowie „Płatonowa” Czechowa życia, którymi mogłabym żyć, osoby, którymi mogłabym być, a nie jestem, i czasy, których nigdy nie ujrzę i nie dotknę ,oraz emocje, które w codziennym życiu nie istnieją. Z drugiej strony potrafię też spędzić noc nad szwedzkim kryminałem Henninga Mankella czy ostatnio trylogią „Millenium” Stiega Larssona – świetne. Chyba w ogóle jestem skandynawofilką – gdym mogła, tobym się tam przeniosła. Dobrze, przyznaję się, mam w domu chyba tylko cztery meble, które nie są z Ikei. Ale ścianą ze zdjęciami staram się nadrobić brak indywidualności mojego mieszkania.



Pippi

Jedno z najprawdziwszych przeżyć. Dzieci nic nie biorą na logikę, odbierają sercem. Dlatego muszę być taka jak one. W trakcie spektaklu maluchy głośno gadają, komentują, przed czymś mnie ostrzegają, np. krzyczą „Odwróć się Pippi!”. Czasami też są przekonane, że naprawdę mam 9 lat, i pytają mam, dlaczego nie zabrały ich na casting. Kiedyś za kulisy przyszła dziewczynka, pozwoliłam jej dotknąć włosów. Zdziwiła się, że jestem duża i dorosła. Niechcący chlapnęłam, że nawet mam dziecko. Kiedy to usłyszała, stanęła jak wryta, oczy się jej rozszerzyły, powiedziała „O Boże!”, odwróciła się i wyszła. Była chyba zniesmaczona. Kiedy przygotowywałam Pippi, byłam świeżo upieczoną mamą, dlatego naturalnie udało mi się wejść na inny poziom, do prostego, kolorowego, bezpretensjonalnego świata dziecka. Z Agnieszką czerpałyśmy pomysły do spektaklu z własnego dzieciństwa. Szkoda, że będziemy grali „Pippi Pończoszankę” tylko na Dzień Dziecka i mikołajki – co pół roku.



muzyka

Wychowałam się na muzyce klasycznej… W szkole teatralnej słuchałam (wspólnie z tatą i bratem) polskiego hip-hopu: Paktofonika, Peja, Kaliber 44, Wzgórze Ya-Pa 3. Dziś lubię bardziej spokojne klimaty, często włączam płytę „East Meets East”, którą Nigel Kennedy nagrał z krakowskim zespołem The Kroke Band. A najczęściej sięgam po muzykę filmową z „Moulin Rouge”, uwielbiam też muzykę Philila Glassa do „Godzin”.



film

Czasami szukam w kinie po prostu rozrywki, np. ostatnio wybrałam się na „2012” – dostałam to, czego się spodziewałam, i wyszłam zadowolona. Do dziś mam przed oczami ekranizację „Wyboru Zofii” Alana J. Pakuli z 1982 z genialną Meryl Streep. Kosmos! Czasami wracam do niedocenionej moim zdaniem biografii Plath – „Sylvia” z Gwyneth Paltrow. Mam zresztą osobną szufladę, w której trzymam ukochane filmy, np. „Królową Margot” z Isabelle Adjani – piękne historyczne, kostiumowe widowisko. Podczas oglądania czuć wodę toaletową królowej. W szufladzie jest też „Żółty szalik”. Łykam także wszystko z Alem Pacino. Zachwyciłam się też rosyjskim filmem „Rusałka”.



córka

Bawimy się głównie wyobraźnią. Często wymyślamy fabuły, dialogi. Jula bardzo chętnie i łatwo w to wchodzi. Dużo wspólnie czytamy – Julka uważnie słucha i wszystko zapamiętuje. Stąd jej bogate jak na trzylatka słownictwo. Jula lubi skakać, więc chociaż czasem nie mamy sił – łapiemy ją za ręce i odbywa się seria wysokich skoków, a potem gilgotki, przytulanki. Przy jej wychowywaniu role w domu są podzielone: ja uczę okazywania uczuć, emocji. Bartek – samodzielności. To on, kiedy ja byłam na próbie, nauczył ją korzystać z nocnika. Jest chyba bardziej konsekwentny, mnie konsekwencji brakuje. Kiedy Julka zrobi maślane oczy – bo to jest aktorka, już gra – zawsze się na nie nabieram. Utarte hasło: ale dopóki się nie urodziła, nie wiedziałam, że można tak kochać. Codziennie uczę się przy niej cierpliwości, pokory. Nie wiem, jak to robię, że kiedy strasznie zmęczona wracam z próby, znajduję jeszcze w sobie siłę na godzinne czytanie, opowiadanie i wymyślanie. Albo kiedy słyszę: „Mamusiu, już jest poranek” – ledwo widząc na oczy, wstaję z uśmiechem.



hobby

Oprócz opowieści dziwnej treści, które zawsze pisałam do szuflady, dalej regularnie prowadzę pamiętnik. Ostatnio mam też inne szaleństwo – kupuję gazety o wystroju wnętrz. I do specjalnie założonego zeszytu wklejam wycinki np. kanapy, lampy czy kredensu. Wierzę, że kiedyś z nich wszystkich uzbieram sobie dom marzeń.