I choć nie jest to najsłabsze dziełko Sandlera, jego film nadal uwłacza dobremu gustowi. Nie epatuje, jak dawniej bywało, obscenicznością, ale jest przerażająco wręcz nudny, bo oparty na przekalkowanych po stokroć schematach gatunkowych, do tego nafaszerowany nużącymi scenami dialogowymi zamiast humorem sytuacyjnym, który Sandlerowi jeszcze jako tako nieraz wychodził.

Reklama

Owszem, komedii wybaczyć można skorzystanie z wałkowanych niemiłosiernie fabuł i fabułek, z wielokroć przerabianych motywów i tematów, ale pod warunkiem że włożono w nie choć trochę inwencji twórczej. Humorystycznym fundamentem w "Rodzinnych rewolucjach" ma być jednak skrajna stereotypizacja, dlatego też sam Sandler gra tutaj nie tyle mężczyznę, ile samca, który podjada serowe przekąski, gwiżdże na kelnerki, a córkę nazwał na cześć ulubionego kanału sportowego.

A miało być śmiesznie, gdyż ów średnio sympatyczny bohater w wyniku zbiegu nieprzewidzianych zdarzeń wyrusza z dziećmi do Afryki (gdzie, a jakże, czarnoskórzy muzycy z szerokimi uśmiechami radośnie walą w bębny) i musi dzielić apartament z kobietą, z którą był uprzednio na randce w ciemno, a która po tej randce nie chce go widzieć. Cóż, nie ona jedna.

Rodzinne rewolucje | USA 2014 | reżyseria: Frank Coraci | dystrybucja: Warner | czas: 117 min