Tym razem mamy jednak do czynienia z przypadkiem ekstremalnym – tytułowy Turbo to bowiem ślimak (wolniejszy od toczącego się pomidora), który pragnie wziąć udział w wyścigu samochodowym. W marzeniach jest szybszy od bolidów Formuły 1, wyprzedza rajdowych mistrzów, śmiga od startu do mety z prędkością dźwięku. I oczywiście nic z tych marzeń by nie wyszło, gdyby nie wypadek, który sprawił, że DNA Turbo połączyło się z podtlenkiem azotu, dzięki czemu ślimak stał się jednym z najszybszych stworzeń na świecie. Determinacja – oraz przypadkowa przyjaźń ze sprzedawcą burrito – sprawiają, że Turbo może stanąć na starcie prawdziwego wyścigu i zmierzyć się z ludźmi siedzącymi za kierownicami maszyn, których nie powstydziliby się bohaterowie "Szybkich i wściekłych".

Reklama

Reszta toczy się rzecz jasna wedle ściśle określonych reguł – widzowie, którzy ma ją za sobą seanse "Aut" czy "Samolotów", raczej nie poczują się zaskoczeni. "Turbo" to film, który bezpiecznie korzysta ze sprawdzonych schematów, inaczej niż jego bohater stara się nie wychodzić przed szereg. Rozrywka to zatem bezbolesna, chwilami nawet zabawna i sympatyczna, ale przeznaczona przede wszystkim dla dziesięcioletnich wielbicieli szybkich pojazdów.

TURBO | USA 2013 | reżyseria: David Soren | dystrybucja: Imperial-Cinepix | czas: 96 min