Przebojowa ścieżka dźwiękowa jest dla "W kręgu miłości" czymś więcej niż tylko barwnym ozdobnikiem. Van Groeningen przywołuje na ekranie intrygujący fenomen muzyczny. Połączenie specyficznie amerykańskiego nurtu z atmosferą belgijskiej prowincji dodatkowo nadaje również "W kręgu miłości" posmak uniwersalności. Przede wszystkim jednak cały film Van Groeningena zyskuje strukturę muzycznego szlagieru, który momentalnie przyciąga uwagę, wprowadza w trans, oddziałuje bardziej na zmysły aniżeli na intelekt odbiorcy.

Reklama

Jednocześnie jednak nie sposób odmówić"W kręgu miłości" ujmującej powagi. Nowy film Van Groeningena okazuje się dojrzalszy i subtelniejszy niż – wyświetlane przed kilku laty w polskich kinach – "Boso, ale na rowerze". Tym razem jednak reżyser porzuca eksplorowane uprzednio terytorium kina społecznego, by nieśmiało pokusić się o refleksję metafizyczną.

Van Groeningen zauważa, że olbrzymi tragizm pojawia się w życiu jego bohaterów w sposób równie zaskakujący i niezasłużony jak odczuwane przez nich uprzednio szczęście. Postacie z "W kręgu miłości" wydają się zakładnikami ślepego losu, ale buntowniczy duch nie pozwala zgodzić im się na to bez walki. Choć wynik tej konfrontacji wydaje się przewidywalny, samo jej podjęcie zasługuje już na głęboki szacunek.

W KRĘGU MIŁOŚCI | Belgia 2012 | reżyseria: Felix van Groeningen | dystrybucja: Against Gravity | czas: 111 min