Sztuka teatralna Ronalda Harwooda rzeczywiście stanowi niezwykle wdzięczny materiał wyjściowy. Pozbawiona łzawego i przyciężkiego sentymentalizmu zwykle charakteryzującego filmy z obsadą po siedemdziesiątce, jest bezpretensjonalnym i szczerym emocjonalnie tekstem. Hoffmanowi udało się bezbłędnie przenieść go na ekran, choć spora w tym zasługa brawurowej gry aktorów.

Reklama

Rzecz dzieje się w angielskim Beecham House, domu dla emerytowanych muzyków, gdzie pierwsze, nomen omen, skrzypce grają zasłużeni śpiewacze operowi. Uczuciowy, nadal niemogący poradzić sobie z zawodem miłosnym sprzed lat Reg, niepoprawny, podstarzały już podrywacz Wilf oraz naiwna, dobroduszna Cissy. Kruche status quo burzy przyjazd do domu niespokojnej starości prawdziwej diwy i byłej żony Rega, wybitnej sopranistki Jean Horton. Tracą dla niej głowę nawet ci dojrzali i dystyngowani. Tymczasem nabiera kształtów plan zorganizowania recitalu z prawdziwego zdarzenia, z którego wpływy, a jakże, mogą uratować Beecham House. Trzeba tylko namówić słynny kwartet do wspólnej pracy, co, ze względu na wzajemne animozje, wydaje się na pierwszy rzut oka misją niemożliwą.

Dustin Hoffman zrealizował słoneczny film, który można traktować jak zwiastun nadchodzącego lata. Można też zarzucić mu pewien banał – lecz mieszczący się w granicach przyzwoitości – i niezbyt wymyślną grę schematami. Jednak braki nadrabia lekkim, niewymuszonym poczuciem humoru, reżyserską wrażliwością oraz, przede wszystkim, fenomenalną grą aktorską.

KWARTET | Wielka Brytania 2012 | reżyseria: Dustin Hoffman | dystrybucja: Best Film | czas: 98 min