Jeszcze do niedawna mrzonką wydawała się tęsknota za naiwnymi, ale dobrze poprowadzonymi historiami, które nie potrzebują cudzysłowu, aby wybronić się z konfrontacji z bardziej wyrobioną publicznością. Zeszłoroczny sukces "Artysty" przekuł mrzonkę w rzeczywisty postulat. Jego twórca, Michel Hazanavicius, bez żalu skasował kilka dekad rozwoju kinematografii i zostawił jedynie to, co uznał za element niezbędny do stworzenia opowieści. Po tym jak wyrzucił na śmietnik większość trików, których wraz z upływem lat dorobiła się sztuka kinematograficzna, zostały mu w garści same oczywistości: konflikt, emocje i niezbędna do zaciekawienia widza umiejętność stawiania każdą sceną, każdym mrugnięciem oka bohatera pytania "co dalej?".

Reklama

Miguel Gomes, reżyser "Tabu", nie jest aż tak radykalny, ale dzięki temu udaje mu się jeszcze skuteczniej pobudzić zmęczoną wyobraźnię kinowej publiczności. On także, podobnie jak Hazanavicius, opowiada z powagą, zapraszając odbiorcę do wnętrza staroświeckiego melodramatu. Poza tym śmiało poczyna sobie zarówno z odniesieniami do kina niemego, jak i do złotej ery Hollywood. Nie mają one jednak żadnych dodatkowych funkcji poza tymi absolutnie podstawowymi: podtrzymywaniem narracyjnej konstrukcji i wzbudzaniem emocji. Film Gomesa nie jest więc kolejną "zabawą w kino". Jest zabawą w opowieść, która, jak można śmiało przypuszczać, nigdy się nam do końca nie znudzi.

TABU | Brazylia, Francja, Portugalia 2012 | reżyseria: Miguel Gomes | dystrybucja: Aurora Films | czas: 110 min