John Krasinski, współscenarzysta filmu i odtwórca jednej z głównych ról, zdradził, że w pierwotnej wersji tematem były inne alternatywne źródła energii. Van Sant zdecydował się ostatecznie na gaz łupkowy, by dołączyć do dyskusji na ten temat. Ujmując rzecz prosto – liczył na rozgłos, który zapewniłby mu widzów. Pożądanego efektu nie odniósł, w USA film okazał się finansową porażką.

Reklama

"Promised Land" wywołał odrobinę kontrowersji, odezwało się parę oburzonych głosów, zwolennicy wydobywania gazu łupkowego krzywili się z niesmakiem, ekolodzy Van Santowi przyklasnęli. I na tym koniec. Szkoda, bo w tej niemrawej dyskusji umknęło to, co w filmie twórcy "Słonia" najważniejsze i najciekawsze. Oczywiście Van Sant zajmuje w sprawie gazu łupkowego jasne stanowisko, ale unika efekciarskiej retoryki, jaką pamiętamy choćby z nominowanego do Oscara (i skądinąd świetnego) dokumentu Josha Foksa "Kraj gazem płynący").

Ostatecznie nie chodzi przecież o szczelinowanie, gaz, dyskusję, czy istnieje alternatywa wobec ropy naftowej i węgla. To, co Van Santa interesuje najbardziej, to nasza podatność na korporacyjną manipulację, łatwość, z jaką oddajemy własny głos i – przynajmniej w przypadku bohaterów tego filmu – własną ziemię, dziedzictwo, nawet wspomnienia za mgliste obietnice wielkiej fortuny. "Promised Land" to przede wszystkim starcie postaw moralnych. Z jednej strony oddani pracownicy korporacji (Matt Damon i Frances McDormand). Myślą tylko o jak najszybszym awansie, skupują od farmerów prawa do korzystania z ich ziemi, obiecują bezpodstawnie milionowe fortuny, przekupują opornych polityków. Z drugiej strony: młody, energiczny ekolog (John Krasinski), pozbawiony funduszy, obdarzony niezwykłym darem przekonywania. Czy ma jednak szanse w walce z korporacyjną machiną? Ekologiczny Don Kichot wydaje się skazany na porażkę, lepsze życie jest dziś mrzonką, którą oddajemy za żywą gotówkę i za nieszczery uśmiech korporacyjnego aktora.

PROMISED LAND | USA 2012 | reżyseria: Gus Van Sant | dystrybucja: ITI Cinema | czas: 106 min