Wydaje się, że George A. Romero w słynnej trylogii powiedział już bodajże wszystko, co mogło zostać w temacie zombie powiedziane (dzisiaj zresztą sam jedynie kopiuje swoje stare dokonania), a trzy cenne grosze dorzucił włoski mistrz gore Lucio Fulci. A jednak średniometrażówka "Rammbock. Berlin Undead" w reżyserii Marivna Krena to całkiem udane dziełko, które przenosi amerykański schemat w brud europejskiego podwórka.

Reklama

Obskurne, szare ściany odrapanych berlińskich kamienic, umazane okna, ponure mordy zerkające zza pożółkłych od papierosowego dymu firan i zagracony placyk z trzepakiem. To tutaj rozegra się dramat Michaela, poczciwca w średnim wieku, który do stolicy Niemiec wybrał się w poszukiwaniu dawnej miłości. Pech chce, że akurat kiedy przekracza próg mieszkania swojej wybranki, wybucha epidemia. Nieznany medycynie wirus krytycznie podnosi poziom adrenaliny w ludzkim organizmie, a rezultatem nagłej zmiany jest szaleństwo. Przemienieni w spragnione mordu, bezrozumne istoty chorzy opanowują Berlin podwórko po podwórku, kamienica po kamienicy. Michael, sprzymierzony z młodym pomocnikiem hydraulika, usiłuje wydostać się z matni.

Dynamiczne tempo, sympatyczne postaci i czarny humor składają się na prawdziwie interesujący, choć nie rewolucyjny obraz. A w ramach bonusu przed "Rammbock. Berlin Undead" w kinach pokazywana jest krótkometrażowa animacja "Rosa Alba".

RAMMBOCK. BERLIN UNDEAD |Niemcy 2010 | reżyseria: Marvin Kren | dystrybucja: Spectator | czas: 59 min