Zespołu kierowanego przez nią nie można już zobaczyć. Pina Bausch zmarła dwa lata temu, kiedy jej Tanztheater Wuppertal występował we Wrocławiu w ramach Roku Grotowskiego. Z choreografki znanej przede wszystkim tym, którzy interesują się teatrem tańca, stała się wtedy w Polsce artystką popularną.
Kilka miesięcy wcześniej Wim Wenders zaczął pracować nad dokumentem o niej. Od początku było wiadomo, że ma być trójwymiarowy. Miała się w nim pojawiać Pina, nie tylko jej choreografie. Z powodu choroby artystki projekt zmienił charakter. W większym stopniu jest hołdem niż portretem, co zresztą okazało się głównym problemem filmu. Zamiast przybliżać widzów do charakteru Bausch, oddala od niej – takie wrażenie budują zimne wypowiedzi tancerzy, którzy z nią pracowali, oraz fragmenty spektakli, wypreparowane tak, żeby wydawały się efektowne w 3D. Tymczasem w teatrze Piny zupełnie nie o to chodziło, efekciarstwo nigdy nie było jej cechą.
U Wendersa uczniowie Bausch opowiadają o swojej mistrzyni, nie poruszając ustami. Widzimy ich nieme twarze, a głosy, nagrane osobno, słychać w tle. Pomysł prawdopodobnie miał podkreślić zdolność tancerzy do porozumiewania się z bez słów, tymczasem wydaje się po prostu niepotrzebny. Podobnie jak trójwymiar. Teatr Bausch jest wystarczająco plastyczny bez tego. Wystarczy obejrzeć jedną z rejestracji wideo, które można kupić na stronie internetowej Tanztheater Wuppertal, nie trzeba oglądać filmu Wendersa.
PINA | Francja, Niemcy, Wielka Brytania 2011 | reżyseria: Wim Wenders | dystrybucja: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty
Reklama