Opowiadające o okolicznościach powstania terrorystycznej Frakcji Czerwonej Armii (RAF) "Jeśli nie my, to kto?" wywołuje automatyczne skojarzenia z wcześniejszym "Baader-Meinhof" Uliego Edela. O ile jednak tamten film miał w sobie energię rockowego przeboju, opowieść Veiela przypomina raczej konwencjonalną balladę o utraconej miłości.
Debiutujący w fabule reżyser "Jeśli nie my..." potrafi bardzo dobrze wykorzystać umiejętności nabyte w pracy dokumentalisty. Veiel sprawił, że wizja skomplikowanej rzeczywistości RFN drugiej połowy lat 60. ma w sobie niezbędną wiarygodność. W jego filmie radykalizacja nastrojów politycznych łączy się z pragnieniem obyczajowych przemian i potrzebą odkupienia win II wojny światowej. Wymieszanie tych składników rodzi w końcu eksplozję, której efekt stanowi działalność lewicowych terrorystów. Szkoda tylko, że w ten wybuch nie wybrzmiewa tak głośno, jak powinien. Przyczyna ambitnej porażki tkwi w przyjęciu przez Veiela zaskakującej perspektywy. Reżyser niepotrzebnie decyduje się przenieść akcję filmu z wypełnionych demonstrantami ulic do mieszkania Bernwarda Vespera i Gudrun Ensslin. Film Veiela staje się wtedy tylko kolejną z opowieści o rozpadzie uczuciowego związku.
Niemiecki twórca porusza się po tym gruncie mniej pewnie niż Bernardo Bertolucci, który w "Marzycielach" dokonał znakomitej syntezy rewolucyjnej gorączki i erotycznego napięcia. Tymczasem mimo obecności afrodyzjaku w postaci wszechobecnej polityki, relacja Vespera i Ensslin nie osiąga odpowiedniej temperatury emocjonalnej. Miłosne perypetie spychają na dalszy plan potencjalnie interesującą analizę fenomenu Frakcji Czerwonej Armii. Ironicznie zabarwione pytanie zawarte w tytule filmu nie doczekało się satysfakcjonującego komentarza. Zostało zagłuszone przez sztampową małżeńską kłótnię.
JEŚLI NIE MY, TO KTO? | Niemcy 2011 | reżyseria: Andres Veiel | dystrybucja: Vivarto | czas: 124 min
Reklama