"Parking królów" zaskakuje już na poziomie zwodniczego tytułu. Zapełniony przyczepami mieszkalnymi parking nie ma w sobie majestatycznego przepychu. Zamiast tego stanowi siedlisko ludzkich wraków, ofiar życiowych kraks i odstawionych na pobocze outsiderów. Właśnie do takiego miejsca kieruje swoje pierwsze kroki powracający z emigracji Islandczyk, Junior. Młody mężczyzna spotyka na swojej drodze całą masę dziwaków i wikła się w niezwykle absurdalne sytuacje.
Film Óskarsdóttir chce być jednak czymś znacznie więcej niż ekstrawagancką komedią o wrednych taksówkarzach, rozkochanych w heavy metalu staruszkach i fortunie ukrytej we wnętrzu martwej foki. W "Parkingu królów" humor wydaje się czarniejszy, krajobrazy bardziej posępne, a konkluzje mniej oczywiste niż w większości skandynawskich komedii. Najważniejsza jest tutaj relacja Juniora (Daniel Brühl) z dawno niewidzianym ojcem. Choć młody mężczyzna oczekuje pomocy w rozwiązaniu życiowych problemów, przekonuje się, że rodzic popadł w równie potężne tarapaty. Óskarsdóttir nie waha się przed sugestią, że rozpad rodziny łączy się w jej filmie z dezintegracją całego społeczeństwa. Właściwie wszystkich swoich bohaterów przedstawia jako jednakowo porywczych, nieprzewidywalnych i niedojrzałych. Właśnie w tych cechach narodowego charakteru upatruje przyczyny pustoszącego Islandię kryzysu finansowego. Choć aluzje do bieżących wydarzeń wybrzmiewają w dialogach bardzo wyraźnie, celem Óskarsdóttir nie jest jednak oskarżycielska publicystyka. Reżyserka przekonuje, że charakteryzująca jej rodaków beztroska jednocześnie pomaga i przeszkadza, ściąga nieszczęścia i pozwala się po nich błyskawicznie odbudować. Nie jest ani jednoznacznie dobra, ani zła. Po prostu niepowtarzalnie islandzka.
PARKING KRÓLÓW | Islandia 2010 | reżyseria: Valdís Óskarsdóttir | dystrybucja: Against Gravity | czas: 100 min