W Wielkiej Brytanii Howard Marks to ktoś w rodzaju ludowego bohatera – w filmie określa się go nawet mianem współczesnego Robin Hooda. Wielki zwolennik legalizacji marihuany i były przemytnik cieszy się w rodzimym kraju statusem postaci kultowej, zaś nierozpieszczające nikogo nadmiarem komplementów "Daily Mirror" nazwało go wręcz "najbardziej wyrafinowanym narkotykowym bossem wszech czasów".
Oparty na autobiograficznej książce Marksa film w reżyserii Bernarda Rose’a opowiada historię prostego chłopaka z Walii, który wywalczywszy sobie stypendium na Oxfordzie w hipisowskich latach 60., zakochał się na śmierć i życie w narkotykowym dymie. "Diler to po prostu gość, który kupuje więcej, niż jest w stanie wypalić" – mówi głosem Rhysa Ifansa narrator i główny bohater w jednym. "A ja próbowałem wypalić wszystko. I to było, kurwa, o wiele za dużo".
Miłość do ziela doprowadziła Marksa na początku lat 70. do szmuglowania haszyszu z Afganistanu. Kontakty, jakie nawiązał z miejscowymi, wzbudziły dość szybko zainteresowanie wywiadu MI6, który próbował zrobić zeń swego szpiega. Zaś podjęta w imię zwiększenia efektywności szmuglu współpraca z IRA (David Thewlis jako niezrównoważony kapitan armii Jim McCann to jedna z najjaśniejszych gwiazd filmu) uczyniła zeń jeszcze bardziej łakomy kąsek.



Reklama
Jednak stary hippis Marks przedstawiający się jako Mr. Nice, czyli pan Przyjemniaczek, nie zamierza na nikogo kablować – marzy o pokoju na świecie, wolnej miłości (albo tej uprawianej z ukochaną żoną, graną przez Chloe Sevigny) oraz paleniu trawy. Lawirując między sprzecznymi interesami, stara się nie popełniać naprawdę brzydkich uczynków, a jednocześnie rozwijać swoje narkotykowe imperium, wchodząc m.in. na rynek amerykański. Co w efekcie doprowadzi go do tamtejszego więzienia z 25-letnim wyrokiem na karku...
Reklama
Opowiedziany w konwencji scenicznego wykładu i komediowy czy wręcz groteskowy miejscami obraz do pewnego momentu faktycznie bawi, szybko jednak zaczyna męczyć. Przygody szmuglera i dilera, choć niepozbawione urody, są w gruncie rzeczy dość monotonne. Zaś refleksja, że główny bohater nie dokonał w życiu niczego szczególnie spektakularnego, ot, po prostu handlował trawą i haszem, więc może nie należą mu się przesadnie czołobitne hołdy, nadaje całości lekko fałszywego tonu. Za duże zadęcie jak na zwykłego dilera. Nawet jeśli całkiem przyjemnego.
MR. NICE | Wielka Brytania 2010 | reżyseria: Bernard Rose | dystrybucja: Hagi | czas: 121 min