Liz mieszka w Nowym Jorku i jest pisarką. Ma wiernego, kochającego męża i ustatkowane, uporządkowane życie. Pewnego dnia zdaje sobie sprawę, że nie kocha małżonka. Postanawia więc się rozwieść. Większość w takiej sytuacją radziłaby sobie przy pomocy kilku(nastu) drinków i przelotnych znajomości (co zresztą doradzają jej znajomi). Liz jednak od razu wiąże się z kolejnym mężczyzną. Gdy początkowe zauroczenie mija, dociera do niej, że nadal nie jest szczęśliwa. Znów, większość kobiet zatraciłaby się w pracy, kupiła parę (bądź 7) bardzo drogich butów czy odwiedziła stare koleżanki, tymczasem nasza bohaterka postanawia wyruszyć w roczną podróż do Włoch, Indii i na Bali. Wyprawa ma jej pomóc w odnalezieniu samej siebie i szczęścia. O dziwo, kończy się pełnym sukcesem.

Reklama

Opowieść jest absolutnie nieprawdopodobna. Kto bowiem rzuca wszystko na rok, by zgłębiać tajniki duszy? Z tym, że jest to historia oparta na faktach. Obraz powstał bowiem na podstawie autobiograficznej powieści Elizabeth Gilbert. Niewiele z nas może pozwolić sobie na luksus rocznej wyprawy, dlatego "Jedz, módl się, kochaj" należ traktować jako swoisty poradnik. Film Ryana Murphy'ego adresowany jest przede wszystkim do kobiet. Doda im otuchy (tak, można czasem bez wyrzutów sumienia przytyć), odwagi (czasem trzeba rzucić wszystko i zacząć od nowa) i da nadzieję (nigdy nie jest za późno by się zakochać).

Przyznam, że obcy jest mi sposób rozumowania bohaterki, ale Julia Roberts stworzyła niesamowitą i bardzo przekonującą kreację. Szczególnie urzeka we "włoskiej" części, opychając się makaronami, lodami i pizzą, jedząc indyka na śniadanie i po prostu ciesząc się życiem. Taka lekcja hedonizmu przydałaby się każdemu. Dalsza część filmu (i podróży) jest zdecydowanie bardziej refleksyjna. Liz przechodzi duchową przemianę, uczy się wybaczać (przede wszystkim sobie), rozumie jak wiele można zyskać, poświęcając innym, a w końcu odnajduje upragniony spokój i równowagę. Kiedy jednak dociera na Bali, dowiaduje się, także dosłownie, że czasem warto stracić równowagę i posłuchać głosu serca (przyszłego męża Liz poznaje, gdy spada z roweru na skutek jego brawurowej jazdy samochodem). Nawet dla osób sceptycznie podchodzących do takiego sposobu rozwiązywania problemów, seans "Jedz, módl się, kochaj" nie będzie stracony. Film jest bowiem pięknie przedstawiony (cudowne włoskie plenery), podany w lekkiej formule i świetnie zagrany - James Franco jest uroczy, Richard Jenkins zabawny, a Javier Bardem to ideał każdej romantyczki. Perłą jest jednak niewątpliwie Roberts - elektryzująca, z niegasnącymi iskrami w oczach i nierzadko po prostu zjawiskowa.