Twórcy sieci Moje Kino twierdzą, że ich projekt ma charakter niekomercyjny. Nie ma żadnej opłaty za markę, kina wchodzące do sieci zachowają pełną niezależność, a współpraca sprowadzać się będzie do zapewnienia im wsparcia marketingowego i biznesowego. Zrzeszone kina będzie można poznać po specjalnej naklejce na okienku przy kasach i odnaleźć je na stronie www. Ruszy nie tylko wspólna strona internetowa, ale przede wszystkim platforma do sprzedaży biletów i wynajmu sal.

Reklama

Moje Kino będzie także promować "chodzenie do kina" jako takie.

- Na tym etapie do sieci dołączyło kilkadziesiąt kin, optymistyczny wariant zakłada 60 kin do końca roku, docelowo nawet 200 – ale to perspektywa pewnie 2 lat pracy – wylicza mówi dziennik.pl Kinga Dołęga-Lesińska, prezes KinAds. Ten broker reklamy kinowej i internetowej zrzesza około 240 kin. W zależności od miesiąca obsługują one 15-25 proc. polskiej kinowej widowni.

- Społeczeństwo polskie, które zachłysnęło się kulturą multipleksów – stopniowo wraca do korzeni, poszukuje alternatywy, unikalności, oryginalności. Tego nie znajdzie się w światowej sieci „McKin”. To niewątpliwa przewaga naszej sieci, której członkowie mają pełną niezależność i zachowują własną indywidualność – tłumaczy Dołęga-Lesińska.

Reklama

Działalność operatora Moje Kino będzie wspierane kampanią viralową przeciwko emitowaniu zbyt długich bloków reklamowych przed seansem. Głównym bohaterem spotu i mecenasem akcji promującej krótkie bloki jest znany aktor Piotr Zelt. Film z jego udziałem jest utrzymany w konwencji trailera filmowego.

Zobacz WIDEO:

Problem przedłużania znienawidzonych bloków narasta. Polskie prawo nie nakłada jakichkolwiek ograniczeń w kwestii długości bloków prze seansem - to ile i jakie reklamy zostaną pokazane ustala właściciel sieci kin. W wielu multipleksach długość bloków przed filmami sięga kilkudziesięciu minut. W sieci Moje Kino reklamy mają trwać nie więcej niż 10 minut.

Reklama

Informacja o tym, ze firma, która de facto sprzedaje kinom reklamy swych klientów, teraz działa na rzecz skrócenia bloków, pozornie brzmi absurdalnie. Ale ma ona swoje biznesowe uzasadnienie.

- W filozofię działania MK wpisane jest promowanie kina jako medium i chodzenia do kina. Taka promocja w naszym przekonaniu przełoży się na zwiększenie frekwencji – szczególnie w naszych kinach. A to - jak wiadomo - przekłada się na zwiększenie zysków kin z cateringu, ale także z reklamy – a w tej ma udział firma KinAds. Tak właśnie wygląda przełożenie biznesowe finansowanego przeze mnie projektu. Nie jest to inwestycja z natychmiastowym zwrotem… - mówi szefowa KinAds.

Całość inwestycji to około 250 - 300 tys zł. A, jak przekonuje Dołęga-Lesińska, krótsze bloki to informacja dobra nie tylko dla widzów, ale i dla reklamodawców - Ich przekazy nie „zginą” w reklamowym clutterze (szum reklamowy – przyp. red. ) - tłumaczy.

Według Zenith Optimedia roczne wydatki na reklamę w kinach wynoszą około 130 mln zł. Ale większość tego tortu zgarniają multipleksy. Podobnie jak większą część kinowej widowni. Ale właściciele i wielbiciele kin studyjnych liczą na odwrócenie tego trendu. W ubiegłym roku ogólny spadek frekwencji na rynku kinowym został uratowany właśnie przez kina tradycyjne w mniejszych ośrodkach miejskich.

Nie dziwne, bo kina studyjne mają swoje zalety.To nie tylko krótsze bloki reklamowe, ale bliskość, kameralność i atmosfera. Kina tradycyjne znajdują się wreszcie nie tylko w dużych miastach, ale także w małych miasteczkach, gdzie ludzie też chcą oglądać filmy na wielkim ekranie, dla wielu z nich lokalne kino jest jedyną rozrywką w promieniu 30-40 km.

Wielu dyrektorów takich placówek nie chce jednak, by nazywano ich kino studyjnym, bo kojarzy im się to z przestarzałym sprzętem i kinową "prehistorią", wolą nazwę kino tradycyjne. Zwłaszcza, że to w dużej mierze obiekty po całkowitym remoncie, wyposażone w najnowocześniejsze – dostępne na świecie technologie projekcji (cyfryzacja współfinansowana przez PISF).

Minęły też czasy, w których małe kina nadawały starocie. Kina tradycyjne są już kinami premierowymi – cyfrowość sprawiła, że najnowsze produkcje wyświetlane są w nich dokładnie wtedy, kiedy trafiają na ekrany multipleksów.

Szkoda tylko, że tak wiele kultowych kin owego renesansu już nie doczekało.