Historię kina możemy odmierzać zarówno kolejnymi jękami rozkoszy, jak i okrzykami moralizatorskiego oburzenia. Konserwatyści stoją jednak na straconej pozycji. Dziesiąta muza to żadna tam dystyngowana dama, lecz spragniona rozkoszy rozpustnica. Jeśli kiedykolwiek miała w sobie cnotę, utraciła ją już we wczesnej młodości. Oskarżenia o obsceniczność ściągnął na siebie już zrealizowany w 1896 roku "The Kiss" – niespełna minutowy film pokazujący pocałunek pewnej pary. Od tamtej pory kino wielokrotnie wikłało się w obyczajowe skandale. Większość tytułów uznanych niegdyś za pornograficzne dziś nadaje się co najwyżej na gadżet w kinowym Muzeum Erotyzmu. Tylko kilka filmów przetrwało próbę czasu i zachowało rozpalający zmysły urok. Czy właśnie w tej grupie znajdzie się wchodząca uwodzicielskim krokiem na polskie ekrany "Nimfomanka" Larsa von Triera?

Reklama

Co kryje głębokie gardło?
Romans mainstreamowego kina z pornografią przeżywał swoją kulminację w następstwie rewolucji obyczajowej końca lat 60. W 1972 roku "Głębokie gardło" zyskało sławę pierwszej produkcji XXX, która trafiła do regularnej dystrybucji w USA. Zestaw celebrytów przyznających się do obejrzenia filmu Gerarda Damiano wyglądał jak lista gości snobistycznego przyjęcia: Truman Capote, Woody Allen, Martin Scorsese… Skoro fascynacja porno przeniosła się z obskurnych kin na salony, po odważne sceny erotyczne szybko zaczęli sięgać także autorzy filmów artystycznych. Dziś mało kto pamięta jednak choćby o – skandalizującym swego czasu – "Jestem ciekawa w kolorze żółtym" Vilgota Sjömana. Wyszło z mody także kultowe niegdyś "Ostatnie tango w Paryżu". Słynnemu filmowi Bernarda Bertolucciego coraz częściej zarzuca się fałsz i pretensjonalność. Spośród tytułów uznanych dawniej za skandalizujące swoją aurę w największym chyba stopniu udało się ocalić "Imperium zmysłów". Film Nagisy Oshimy został pomyślany jako przestroga przed niszczącą siłą pożądania. Dziś pamięta się jednak o nim głównie z powodu wstrząsającego finału, w którym główna bohaterka odcina genitalia swemu kochankowi.

Paradoks Oshimy udzielił się także wielu innym autorom kina. Stosunki między kinem artystycznym a pornografią wydają się przypominać relacje pomiędzy bohaterami goszczącego niedawno na naszych ekranach "Wenus w futrze". W komedii Romana Polańskiego zblazowany reżyser postanowił zabawić się kosztem zmysłowej aktoreczki. W rzeczywistości to jednak świadoma swych atutów kobieta upokarza bezbronnego intelektualistę. Przypieczętowujące jej dominację uderzenia pejczem stanowią rodzaj nauczki za zademonstrowaną przez mężczyznę pychę.

Chłosta Wenus w futrze
Twórcy kina artystycznego pragnący – wzorem reżysera Novachka z "Wenus w futrze" – instrumentalnie traktować pornografię, najczęściej są bezbronni wobec jej żywiołu. Firmowane przez nich wizje, zamiast zohydzić widzom wyprane z uczuć i emocji podejście do seksu, okazują się mimowolnie podniecające. O istnieniu tej prawidłowości przekonało się ostatnio wielu reżyserów sięgających po elementy kina porno. W "Anatomii piekła" Catherine Breillat starczyło inwencji na to, by obsadzić Rocco Siffrediego – żywy pomnik świata XXX – w roli homoseksualisty. Film z Rocco nie zawojował jednak prestiżowych festiwali, a "Anatomię…" uznano za fanaberię starzejącej się twórczyni. Fałszywe tony daje się usłyszeć także w brytyjskim "9 Songs". Film Michaela Winterbottoma łączy nieudawane sceny erotyczne z muzyką modnych rockowych zespołów. Wbrew intencjom reżysera mało kto odbiera "9 Songs" jako utrzymaną w klimacie prozy Michela Houellebecqa opowieść o związku niedopasowanych do siebie egoistów. Większość widzów ogranicza się do zdziwienia odwagą twórców. Szczególne wrażenie robi poświęcenie aktora Kierana O'Briena, który wyraził zgodę, by kamera sfilmowała jego wytrysk. Równie odważnie poczynali sobie odtwórcy głównych ról w pamiętnej "Intymności". Niezależnie od artystycznych ambicji deklarowanych przez reżysera Patrice’a Chéreau także i w tym przypadku rozgłos przyniosła filmowi głównie atmosfera skandalu.

Reklama

Seks to zdrowie
Uczciwsze niż wykorzystywanie porno do – nawet najbardziej wyrafinowanego – moralizowania wydaje się podkreślanie jego buntowniczego potencjału. Niemal 30 lat przed "Intymnością" scenę nieudawanego fellatio na ekranie pokazał choćby John Waters w "Różowych flamingach". Pikanterii dodaje całej scenie świadomość, że akt seksualny odbywa się pomiędzy filmową matką a synem. Otyły transwestyta o ksywce Divine wykrzykuje przed kamerą: – Niech mama przyjmie cię jak komunię. Pozwól mamie dać ci dar... Dar, który tylko matka może dać... Dar szczególny, który potępi ten dom na wieki po naszym odejściu. Nie ma wątpliwości, że "Różowe flamingi" używają estetyki porno, by dokonać gwałtu na mieszczańskiej moralności i zszargać świętość instytucji rodziny. Wiele lat po Watersie na podobną odwagę zdobył się John Cameron Mitchell w opisującym seksualne frustracje Amerykanów "Shortbus". Reżyser zwraca uwagę na komiczne aspekty życia erotycznego, lecz potrafi spojrzeć na nie także z pogodną wyrozumiałością. Otwierająca film scena z bohaterem próbującym dokonać autofellatio mówi o alienacji współczesnego człowieka więcej niż poważne "9 Songs" i "Intymność" razem wzięte.

Także Lars von Trier w swoim podejściu do porno wydaje się bliższy raczej Watersowi i Mitchellowi niż Winterbottomowi i Chéreau. Twórca "Nimfomanki" sięgał po chwyty rodem z kina XXX głównie po to, by rozsierdzić obrońców moralności i sprzeciwić się damsko-męskim stereotypom. W scenie orgii z "Idiotów" von Trier niespodziewanie umieszcza kopulujące genitalia aktorów. Celem tego zabiegu – podobnie jak całego filmu – jest brutalne rozbicie ekranowej iluzji, wytrącenie widza z przyzwyczajeń i odebranie mu złudnego poczucia bezpieczeństwa. W "Antychryście" Trier przedstawia dramat kobiety, która usiłuje sprzeciwić się swojemu uprzedmiotowieniu. Seksualna przemoc wobec partnera stanowi w jej wykonaniu próbę zemsty na całym męskim rodzie. Bunt z "Antychrysta" okazuje się jednak skazany na porażkę, kobieta pozostanie więźniem społecznej hierarchii. Czy takim samym skutkiem zakończy się rebelia podjęta przez Joe z "Nimfomanki"? To tylko jedno z wielu intrygujących pytań prowokowanych przez film von Triera. Świadomi kontrowersyjności swego dzieła twórcy zapowiadają, że "Nimfomanka" wznieci rewolucję w światowym kinie. Jedno jest pewne: jeśli któryś ze współczesnych twórców byłby do niej zdolny, to właśnie Lars von Trier.

NIMFOMANKA, CZĘŚĆ 1 | Dania, Niemcy, Francja, Belgia, Wielka Brytania 2013 | reżyseria: Lars von Trier | dystrybucja: Gutek Film | czas: 122 min