Richie Vance (Bill Murray) był, choć twierdzi, że jest, wielkim muzycznym menedżerem. Odkrył Madonnę, kazał Hendriksowi zaśpiewać hymn USA na Woodstock i oberwał z bańki od Stevie Nicks. Słowem, był w show-biznesie kimś. Teraz ma pod opieką jedną wokalistkę Ronnie (Zooey Deschanel), która co najwyżej jest bardzo nieoszlifowanym diamentem. By nie zbankrutować, przyjmuje propozycje wyjazdu do Afganistanu, gdzie Ronnie ma zaśpiewać dla żołnierzy. Dziewczyna jednak go okrada i ucieka. Kiedy wszystko wydaje się stracone, Richie niespodziewanie słyszy piękny, kobiecy głos dobiegający z jaskini. Postanawia więc zrobić rewolucję i namawia Salimę (Leem Lubany) do udziału w zdominowanym dotąd przez chłopaków talent show – "Afghan Star".

Reklama

Barry Levinson chciał za dużo powiedzieć i pokazać w swoim nowym filmie. Jest i amerykańska popkultura, i muzułmańskie obyczaje. Obalanie stereotypów i walka o równouprawnienie kobiet. Idealizm i cynizm, podążanie za marzeniami i podążanie za pieniędzmi. Całkiem sporo osobliwych, drugoplanowych postaci, które mają dać bogaty, lekko prześmiewczy obraz współczesnego społeczeństwa Zachodu i Wschodu, ale i dość sztampowi bohaterowie (taksówkarz). Reżyser niby chciałby nieco pobawić się absurdem (postać grana przez Bruce'a Willisa), ale bez problemu wybiera standardową hollywoodzką drogę (motyw z utalentowaną dziewczyną przypomina historię z "Be Cool"). Trochę gorzko, trochę słodko. Na pewno trochę wszystkiego za dużo. Za bardzo to powierzchowne, skrótowe, za mało błyskotliwe, w ogóle nieporuszające.

Największym atutem jest tak naprawdę obsada. Bill Murray nigdy nie zawodzi. Zooey Deschanel ma doskonałą mimikę, a ujmująca urokiem Kate Hudson z wiekiem wydaje się coraz atrakcyjniejsza i – co należy odbierać jako komplement – coraz bardziej podobna do mamy. Jest jeszcze twardziel (a jakże!) Bruce Willis, który w zasadzie rozbudował postać z teledysku Gorillaz. Ogląda się to nieźle, bywa zabawnie, muzyka (szczególnie jeśli lubicie Cata Stevensa) dobra, ale brakuje iskier. Czegoś, co sprawiłoby, że chcemy "Rock the Kasbah" wracać, że będziemy się cieszyć na telewizyjne powtórki.

Reklama
Reklama