Pierwsze odcinki powieści o przygodach Cartera, weterana wojny secesyjnej, który dziwnym splotem okoliczności trafia na Marsa, planetę łudząco podobną do amerykańskiego Południa, jednak zamieszkała przez dziwaczne rasy stworów, ujrzały światło dzienne na łamach prasy równo sto lat temu – w 1912 roku. W latach 30. Carter trafił na karty komiksów i w różnych formach przetrwał tam do dziś. Nie dziwi więc decyzja Disneya, by sfilmować losy kolejnego komiksowego herosa, skoro moda na adaptacje wszelkiej maści superbohaterskich opowieści trwa w najlepsze.

Reklama

Ekranizacja została zrobiona z rozmachem: wysokobudżetowa produkcja (250 mln dol), efekty 3D, interesująca obsada (Taylor Kitsch w roli głównej, w drugim planie m.in. Dominic West, Bryan Cranston i Willem Dafoe) plus pięknie zaprojektowane marsjańskie bestie. Pod kierownictwem Andrew Stantona, współtwórcy wielu pixarowskich animacji (reżyserował mi.n. takie hity jak "Gdzie jest Nemo?" i "Wall-E"), który tym obrazem debiutuje jako reżyser obrazu aktorskiego, ta siłą rzeczy dość archaiczna opowiastka miała szanse stać się czymś więcej niż tylko ciekawostką dla geeków, którzy ekscytują się swoją wiedzą o tym, jak komiksy o Carterze zainspirowały m.in. George'a Lucasa.

Niestety wszystko wskazuje na to, że wyszła jeśli nie totalna klapa, to w najlepszym razie pastisz. Na pewno pociągający wizualnie i sympatyczny w odbiorze, ale też zupełnie niepotrzebny.

JOHN CARTER | USA 2012 | reżyseria: Andrew Stanton | dystrybucja: Forum Film | czas: 132 min