Bogaty styl autora okrzyknięto przykrywką dla miałkiej, sentymentalnej treści, obliczonej jedynie na wyciśnięcie kilku łez z oczu wzruszonego czytelnika. Adaptacja w reżyserii autora "Godzin", Stephena Daldry'ego, choć momentami prawdziwie intrygująca, jest w gruncie rzeczy tak samo oportunistyczna i rozmyta.

Reklama

To mógł być frapujący film o – parafrazując jedną z wypowiedzi Daldry'ego – poszukiwaniu sensu w czymś, co dla dziewięciolatka sensu mieć nie może. Oskar Schell traci ojca w zamachu terrorystycznym na World Trade Center. Przejawiający symptomy zespołu Aspergera chłopak usiłuje odszukać logiczne powiązania pomiędzy śmiercią rodzica, ich wspólnymi zabawami i tajemniczym kluczem, który znajduje w rozbitym wazonie. Zadanie z góry skazane jest na niepowodzenie, gdyż tej tragedii nie da się ująć w racjonalne ramy. Jednak próby Oskara są próżne jedynie z pozoru, dzięki nim uporządkuje życie swoje i najbliższych, a film zahaczy niebezpiecznie o mdłą melancholijność.

I bodaj to właśnie niefrasobliwość Daldry'ego w prowadzeniu fabuły jest najpoważniejszym mankamentem filmu – młodego Oskara traktuje jako przynętę na widza. Zdając sobie sprawę z potencjału zarówno postaci, jak i samej historii, wykorzystuje go w sposób przypominający szantaż. Nominowane do tegorocznego Oscara "Strasznie głośno, niesamowicie blisko" raczej wymusza wzruszenia, niż je faktycznie prowokuje, brak w filmie emocjonalnej prawdy, a odwołania do jedenastego września są w gruncie rzeczy pretekstowe. Zbyt wiele tutaj pustki, lecz za mało uczucia, i docenić można chyba jedynie poziom realizacyjny filmu oraz kreacje Thomasa Horna i Maxa von Sydowa.

STRASZNIE GŁOŚNO, NIESAMOWICIE BLISKO | reżyseria: Stephen Daldry | dystrybucja: Galapagos