"Ostatnia akcja"
(Polska 2009) Reż. Michał Rogalski; Obsada Jan Machulski, Marian Kociniak, Barbara Krafftówna; Dystr. Best Film; Czas 95 min.; Premiera 11 września; Ocena 4/6


Film Michała Rogalskiego został wyprodukowany przez Juliusza Machulskiego. Wiadomość to nie bez znaczenia, bo po pierwsze dobrze, gdy uznany fachowiec swym doświadczeniem wspiera debiutanta, a po drugie wpływ autora „Kilera” jest w „Ostatniej akcji” bardzo wyraźny. Rzecz nawet nie w tym, że Jan Machulski w swojej ostatniej roli na wielkim ekranie daje kolejną w bogatej karierze, całkiem udaną zresztą, wariację na temat Kwinty z „Vabanku”. Idzie o to, że nad dobrotliwie sensacyjną opowiastką Rogalskiego unosi się duch komediowego dyptyku Machulskiego juniora. Nie, „Ostatnia akcja” nie jest „Vabankiem” naszych czasów, a Rogalski nowym Machulskim. Nie ten komediowy pazur, nie ten warsztat jeszcze, za dużo błędów. Mimo to znać w „Ostatniej akcji” tę samą tęsknotę za klasyczną detektywistyczną szaradą, nikt nikogo nie wali w mordę, nikt nie rzuca mięsem. To propozycja bez mała familijna, w sam raz na niedzielne popołudnie. I piszę to bez cienia ironii – takie filmy też są potrzebne.

„Ostatnia akcja” jest dziełem nietypowym. Zazwyczaj w rolach wprowadzających porządek jedynych sprawiedliwych obsadza się aktorów młodych, w najgorszym w średnim wieku. Tu inaczej – w filmie Rogalskiego wycisk bandziorom daje komando złożone z Jana Machulskiego, Mariana Kociniaka, Witolda Skarucha, Lecha Ordona z pomocą Aliny Janowskiej, Barbary Krafftówny i Wojciecha Siemiona, w sumie liczące lat, powiedzmy, kilkaset. Rogalski ze swym współscenarzystą Krzysztofem Rakiem nawet na moment nie zapomina przy tym, że nie kręci niczego więcej tylko błahą komedyjkę sensacyjną. I dzięki temu nie ma w jego filmie tego, co tak raziło u Jacka Bławuta w przecenionym „Jeszcze nie wieczór”, całej jedynie słusznej ideologii, krokodylich łez wzruszenia, przekonywania, że to jeszcze nie wieczór właśnie. Jest zabawa – raz lepsza, raz gorsza, ale seans mija szybko.

Reklama

Jan Machulski gra Małolata, wojennego weterana, który przyjeżdża do Warszawy odwiedzić syna i synową (Marek Kalita i Małgorzata Potocka). Ktoś napada na jego wnuka (Szymon Mysłakowski), policja jest bezradna, rodzice chłopaka przerażeni. I tylko dziarski starszy pan postanawia wyrównać rachunki. Niczym Johnny Ocean z „Ocean’s Eleven” skrzykuje chłopaków z powstańczego oddziału na ostatnią akcję. Panowie zbliżają się od „80”, i nie w głowie im młodzieńcze porywy. Jeden całe dnie spędza piżamie, nie wychodząc z zagraconej kuchni, drugi dorabia do emerytury w samochodowym warsztacie, trzeci, co w swoim czasie stanął po niewłaściwej stronie władzy ludowej, pracuje jako parkingowy u Bardzo Złych Facetów. Łatwo się domyślić, że razem będą nie do zdarcia i na wspomnianej operacji jeszcze zdobędą krocie. Wszystko za sprawą zabytkowych jaj, których w swych książkach nie powstydziłby się Adam Bahdaj.

Galeria niebanalnych, a przede wszystkim zwyczajnie bardzo sympatycznych postaci to największy atut „Ostatniej akcji”. Machulski ma dawny wdzięk i styl, jak trzeba zadziorny jest Kociniak, innym też niczego nie brakuje. Na tym tle słabiej wypadają młodzi, z obsadzanym ostatnio w każdym polskim filmie Antonim Pawlickim na czele.

„Ostatnia akcja” ma oczywiście swoje braki. Czasem kuleje intryga, o napięciu często w ogóle nie ma mowy. Jest za to wdzięcznie sfotografowana Warszawa, trochę taka, jaką zapamiętali starzy bohaterowie Rogalskiego, zatem krańcowo odległa od pocztówkowej sztancy rodem z komedii romantycznych, wreszcie bez mostu Świętokrzyskiego. Wszystko zasadza się zatem na kryteriach oceny. Jeśli ktoś oczekuje majstersztyku kina nowej sensacji, będzie zawiedziony. Jeśli nastawi się bezpretensjonalny seans suto podlany nostalgią, niech idzie jak w dym.