"Enen"
Polska 2009; reżyseria: Feliks Falk; obsada: Borys Szyc, Grzegorz Wolf, Magdalena Walach; dystrybucja: Monolith; czas: 100 min; Premiera: 4 września; Ocena 4/6



Konstanty Grot (Borys Szyc – bardzo dobry w tej roli, choć nieco ryzykownie ucharakteryzowany) jest młodym lekarzem psychiatrą. Podczas słynnej powodzi 1997 roku we Wrocławiu bierze udział w ewakuacji szpitala. Jego uwagę zwraca zachowanie jednego z pacjentów pozdrawiającego go gestem, którym zwykł się żegnać niedawno zmarły ojciec doktora. Powodowany zwykłą ciekawością lekarz zaczyna się interesować bliżej przypadkiem Pawła Płockiego (Grzegorz Wolf). Okazuje się, że w kompletnej i skrupulatnie archiwizowanej dokumentacji szpitala brak jakichkolwiek danych na temat choroby mężczyzny, czasu jego pobytu w szpitalu psychiatrycznym czy dotychczasowego leczenia. Nawet jego nazwisko nie jest zapewne prawdziwe. Początkowo praca z niemówiącym i niereagującym na bodźce zewnętrzne pacjentem jest tylko wyzwaniem terapeutycznym dla szukającego inspiracji do doktoratu psychiatry. Jednak piętrzące się znaki zapytania wciągają Grota w prywatne śledztwo na temat przeszłości pacjenta...

Feliks Falk swoim starym zwyczajem zaczepił scenariusz „Enena” w rzeczywistości – sprawa, którą uczynił punktem wyjścia filmu, zdarzyła się naprawdę. Zresztą na oddziałach psychiatrycznych w całej Polsce przebywa wielu takich NN, których tożsamości nikt nigdy nie zdołał ustalić. Jednak tym razem reżyser nie podryfował w stronę społecznej, moralizującej czy wręcz moralizatorskiej opowieści. Lokując akcję w chaosie powodzi sprzed dekady, zwyczajnie wykorzystał okoliczności, które uczyniły prawdopodobnymi naginające standardową opiekę lekarza nad chorym działania bohatera. Fakty udało się zatrzymać na właściwym im miejscu – inspiracji, a fabułę skonstruować w sposób oderwany od realiów na tyle, że uwierzyłabym, że urodziła się ona w głowie hollywoodzkiego scenarzysty.

Reklama

p

Falk zrobił kino czyste, zgodne z wzorcami proponowanymi przez autorów współczesnych poczytnych thrillerów w stylu Harlana Cobena. Jest tu solidna i niebanalnie wyjaśniona tajemnica, jest wiarygodnie poprowadzona droga głównego bohatera od prostej zawodowej ciekawości do obsesji. Jest porządnie i logicznie napisana fabuła detektywistyczna. Drugi plan – zaniedbywana rodzina doktora, wątek poczucia niesprawiedliwej śmierci ojca i tęsknoty za nim – nie przerywają rytmu filmu, pojawiając się w odpowiednich momentach i w odpowiednim natężeniu. Tylko tyle i aż tyle, bo w produkcjach ostatnich lat wciąż jest u nas mało kina gatunkowego. Sam reżyser „Enena” podjął przecież próbę zmierzenia się z gatunkiem w „Komorniku”, w którym z wielką szkodą dla filmu przesunął akcenty w stronę metafizycznych rozważań.

Nie docenia się u nas porządnego kina rozrywkowego, pakując je do jednego worka z głupiutkimi komediami romantycznymi. Nie zauważa się, że inteligentne zabawy kryminalne z widzem mogą trafić na tego samego odbiorcę, co ciekawe i wcale nie pozbawione ambicji książki tego typu, których popularność nie słabnie na naszym rynku od lat. Przedkłada się u nas artystowski bełkot nad zgrabne rzemiosło. A ono, zrobione porządnie jak „Enen”, jest nie taką łatwą sztuką.