Otwierająca festiwal „Baaria” to opowieść o trzech pokoleniach sycylijskiej rodziny. Korzystając z licznych wcześniejszych wzorców, Tornatore podjął próbę naszkicowania XX-wiecznej historii Włoch, rozliczenia z wojną domową i faszyzmem przez pryzmat losów jednej rodziny. Nowy obraz twórcy „Cinema Paradiso” i „Maleny” wydaje się idealnym filmem na początek festiwalu. Nie tylko dlatego, że po raz pierwszy od 20 lat imprezę otwiera włoska produkcja. „Baaria” łączy przeciwlegle bieguny programu weneckiej Mostry – kino zaangażowane społecznie z kameralnymi filmami o rozpadzie relacji międzyludzkich.

Reklama

p

Organizatorzy festiwalu weneckiego zawsze podkreślali, że X muza ma wiele twarzy. Marką imprezy uczynili obrazy artystyczne i intelektualne, nierzadko idące pod prąd głównego nurtu światowej produkcji. Ale jednocześnie stać ich na odwagę, by w tym roku przyznać Złotego Lwa za całokształt twórczości szefowi studia Pixar – Johnowi Lasseterowi, wizjonerowi odpowiedzialnemu za pierwszą animację komputerową – przełomowe „Toy Story”.

"Lasseter to wielki mistrz kina" - mówi dyrektor festiwalu Marco Mueller. - "Jest w animacji tym, czym Rafael albo Michał Anioł w renesansowym malarstwie. Mam nadzieję, że tak jak oni wychowa godnych siebie następców".

W programie 4 oficjalnych sekcji tegorocznego festiwalu znalazło się 75 filmów z 25 krajów, w tym 71 światowych premier. Polskim akcentem będzie pokaz krótkometrażowego „Kinematografu” w reżyserii Tomasza Bagińskiego.

Reklama


Na przekór systemowi

Na Lido można się spodziewać ostrej w debaty na bieżące tematy. Oliver Stone po głośnym dokumencie „Comendante”, w którym opiewał rzekomą mądrość i sprawiedliwość Fiedela Castro, postanowił sportretować Hugo Chaveza. Jego „South of the Border” to zapis rozmów artysty z mieszkańcami Ameryki Południowej. Reżyser chciał skonfrontować ich wizję prezydenta Wenezueli z jego wizerunkiem z amerykańskiej prasy.


Sprawdź 5 najgłośniejszych premier tegorocznego festiwalu w Wenecji >>>

Reklama

Niepokój związany z kondycją Stanów Zjednoczonych odbije się w nowym filmie Michaela Moore’a. Prowokator, znany jako autor dokumentów z jasno postawioną tezą, w „Capitalism: A Love Story” przyjrzy się funkcjonowaniu wielkich, międzynarodowych korporacji. Podobny cel postawił sobie Steven Soderbergh w filmie fabularnym „The Informant!”. Obraz ma ukazać zderzenie funkcjonowania nieuczciwych rekinów biznesu z zasadami panującymi w CIA.

Wśród nieprzejednanych krytyków amerykańskiego społeczeństwa trudno nie wspomnieć o Toddzie Solondzu, który zaprezentuje „Life During the Wartime” – kontynuację kontrowersyjnego „Szczęścia”. Ale czarnym koniem tego nurtu mogą okazać się filmy z innych regionów świata, choćby Izraelczyka Samuela Maoza. W „Levanon” odtwarza on na ekranie przebieg pierwszej wojny libańskiej. Opis konfliktów w tej części globu zapewnił wcześniej międzynarodowy sukces takim dziełom jak „Walc z Bashirem” Ariego Folmana czy „Beaufort” Josepha Cedara.



Kilkoro ludzi w jednym miejscu


Naturalnie nie zabraknie w Wenecji dzieł, których twórcy podejmują tematy uniwersalne i zamiast stawiać diagnozy społeczne, opisują jednostki. Tradycyjnie meandrom relacji międzyludzkich przyjrzy się Patrice Chereau w „Persecution”. – Ta opowieść o miłosnym trójkącie to mój kolejny film o tym, dlaczego nie umiemy się ze sobą porozumiewać – mówił mi artysta. – Zapowiada obraz jako historię o ranach, jakie ludzie zadają sobie na co dzień.


Oprócz Chereau także Fatih Akin i Jacques Rivette sportretują bohaterów, którzy nie umieją znaleźć wspólnego języka z otoczeniem. W „Soul Kitchen” świetny niemiecki reżyser tureckiego pochodzenia pokaże rozpad relacji bliskich sobie ludzi zmuszonych do wspólnego prowadzenia knajpy. W „36 vues du Pic Saint-Loup” legenda kina francuskiego przedstawi losy artystów cyrkowych starających się poradzić sobie po śmierci właściciela przybytku.



Odwrócić kamerę

Co roku ważną częścią włoskiej imprezy są filmy, w których twórcy odwracają kamerę na siebie, bawią się z materią kina i zadają pytania o funkcję X muzy we współczesnym świecie. Najbardziej oczywistym przykładem wprowadzenia w życie tej strategii będzie dokument o 10 wybitnych reżyserach współczesnych – „Great Directors” Angeli Ismailos. Po raz kolejny o sztuce opowie także Peter Greenaway (po „Straży nocnej” Rembrandta zajmie się „Weselem w Kanie” Veronese). Już teraz emocje wzbudza eksperyment Wernera Herzoga, który na nowo nakręcił „Złego porucznika” Abla Ferrary. W „Bad Lieutenant: Port of Call New Orleans” obskurne bary odwiedzać będzie nie Harvey Keitel, lecz Nicolas Cage. Sam Ferrara pokaże zresztą swój nowy film „Napoli, Napoli, Napoli” w sekcji Horyzonty.



Być może spojrzą na siebie z dystansu także twórcy festiwalu. Ten rok jest bowiem wyjątkowo istotny dla weneckiej Mostry. Najstarsza impreza filmowa w Europie czuje na plecach nie tylko oddech Berlina i Cannes, ale też nowej, stojącej bardzo dobrze finansowo imprezy w Rzymie. W dodatku zeszłoroczna edycja festiwalu zawiodła widzów. Marco Muller twierdził wówczas, że w trudnych dla kina czasach zamiast stawiać na wielkie gwiazdy, pragnie promować kino skromne i niezależne. Jednak odkrycia na miarę Cristiana Mungiu, autora wybitnych „4 miesięcy, 3 tygodni, 2 dni”, nie było. Organizatorzy są świadomi, że tym razem muszą pokazać swoje możliwości i przypomnieć, że stoi za nimi coś więcej niż tylko tradycja. Wiele wskazuje na to, że może im się udać.