Firma MTJ zakończyła niedawno wydawaną od kilku miesięcy serię "Złote lata filmu czeskiego". W jej ramach ukazały się 23 filmy albo wybrane metodą losowania, albo kupione hurtem w pakiecie. Bo jedynym ich wspólnym

Przez całą drugą połowę lat 60. czeskie kino wypluwało z siebie socjalizm. A jednocześnie uniknęło powierzchownego zaangażowania, rozliczeniowego tonu, patetycznej dosłowności. Przeciwnie, największym jego odkryciem był dystans. Filmy szkoły czeskiej znalazły formę pozwalającą spojrzeć na czeską teraźniejszość bez złudzeń, zdjęły z niej ideologiczną przesłonę i pokazały życie takim, jakie jest. W szklance wody. Największe z tych filmów mamy świeżo w pamięci. Klasyczne dzieła szkoły czeskiej oglądaliśmy w ostatnich latach na licznych przeglądach, większość filmów Formana, Passera, Menzla, Nemca, Papouszka ukazała się u nas na płytach DVD.

Reklama

Karela Kachyni nikt jednak dotąd nie wydawał. W serii MTJ ukazały się dwa jego filmy: „Ucho” i „Śmierć pięknych saren”. Ten pierwszy film zrealizowany już po kończącej erę twórczej wolności inwazji wojsk układu warszawskiego stał się najsłynniejszym czeskim półkownikiem. Przeleżał na półkach 20 lat. Jeszcze w 1988 r. ówczesny szef czechosłowackiej kinematografii pisał do sekretarza KC KPCz Fojtika: „Film przedstawia ponury i pozbawiony perspektyw obraz naszego życia w niedawnej przeszłości i neguje stosowanie zasad socjalistycznej moralności. Ukazując środowisko najwyższych organów partyjnych i państwowych, jest jednocześnie satyrą na rzekome sposoby sprawowania władzy w społeczeństwie socjalistycznym”. Właśnie dlatego „Ucho” wciąż leżało na półkach i doczekało się premiery dopiero w 1990 r. na festiwalu w Cannes. Kachynia rozpiął ten film między studium psychologicznym a groteskowo absurdalnym thrillerem. Główny bohater filmu, wysoko postawiony partyjny prominent, podczas przyjęcia dla nomenklatury dowiaduje się o aresztowaniach wśród dygnitarzy. Po powrocie do swej luksusowej willi stwierdza, że zginęły gdzieś klucze, nie ma prądu, telefon nie działa, za to założono mu podsłuch.

Film Kachyni jest adaptacją opowiadania Jana Prochazki, początkowo wierzącego socrealisty, a później zajadłego antykomunisty. Z Kachynią współpracował przy 12 filmach. Zmarł zaszczuty przez reżim w 1970 r., niedługo po realizacji „Ucha”. W sali szpitalnej pilnowali go agenci bezpieki. Władze były bowiem przekonane, że symuluje chorobę, by uniknąć przesłuchań. Kachynia zaś realizował potem filmy przyzwoite, ale pozbawione dawnej drapieżności, wpisujące się w klimat małej czeskiej stabilizacji. W 1986 r. zrealizował swój drugi wielki film – „Śmierć pięknych saren” – oparty na książce Oty Pavela. Pavel – znany dziennikarz sportowy zapadł w 1964 r. na chorobę psychiczną i trafił do szpitala psychiatrycznego. W ramach terapii lekarze zalecili mu spisanie wspomnień. Tak powstał zbiór niezwykłych opowiadań łączących elementy grozy z humorem, wzniosłość z przyziemnością. Losy żydowsko-czeskiej rodziny, której udało się przeżyć wojnę, toczą się wokół barwnej postaci ojca – angażującego się w najbardziej nieprawdopodobne przedsięwzięcia, lecz jednocześnie umiejącego cieszyć się życiem. Dzieło Pavela nie mogło trafić w lepsze ręce: Kachynia przełożył język Pavla na język obrazów z fenomenalnym wyczuciem, zachowując liryczny humor opowieści i wychwytując z gęstej prozy najdrobniejsze detale i najbardziej ulotne niuanse.

Reklama

Czeska ostrość widzenia połączona z czarnym humorem zdawała się mieć moc hartowania na zło. Taką reakcją obronną były choćby ekranizacje Hrabala, w których wyspecjalizował się przede wszystkim Jirzi Menzel. „Pociągi pod specjalnym nadzorem”, „Postrzyżyny”, „Skowronki na uwięzi” wydawały się impregnować na rozczarowanie, oswajały kompleksy i zastępowały cichą i ciepłą mitologią. W kolekcji „Złote lata filmu czeskiego” ukazał się najmniej bodaj u nas znany film Menzla na podstawie Hrabala – „Święto przebiśniegu”, oparte na zbiorku miniatur opowiadających o konflikcie miejscowych z przyjezdnymi w Kersku, gdzie osiedlił się pisarz. Menzel osnową filmu uczynił opowiadanie o polowaniu na dzika. Postrzelony w jednym okręgu łowieckim odyniec zostaje dobity w drugim. Wybucha zatem kłótnia, któremu kołu łowieckiemu należy się trofeum. Realizm filmu Menzla podszyty surrealistyczną ostrością odsłania nienormalność i niesamowitość świata, zyskuje niemal rangę alegorii pękającej społecznej solidarności. Ale z kadrów obok tradycyjnej czeskiej wyrozumiałości wyziera jednak rozczarowanie doświadczeniem czeskiej „normalizacji”.

Filmową twórczość Menzla zwykło się ściśle wiązać z prozą Hrabala. Nie bez racji, bo Menzel utrzymywał specyficzny hrabalowski nastrój także w filmach kręconych we współpracy z innymi scenarzystami. Jednym z nich był Zdenek Sverak, który podobnie jak Hrabal wyczuwał paradoksy otaczającej go rzeczywistości, czego dowodzi nominowana do Oscara komedia „Wsi moja sielska, anielska...” (1985). Sverak i Menzel opowiadają historię mieszkańców pewnej wsi, którzy sprzeciwiają się praskiemu dyrektorowi mającemu apetyt na domek należący do opóźnionego psychicznie pomocnika kierowcy. W filmowej wiosce ludzie żyją swoim rytmem. Mają swoje troski i problemy, ale nie tracą pogody ducha i apetytu na życie. Afirmacja prostej codzienności przeciwstawiona wielkim sprawom tego świata ma niemal wymiar manifestu przeczekania ciężkich czasów w ciepłym, przytulnym azylu.

Zapomnieć od ponurej rzeczywistości pomagało też Czechom ich kino popularne. W kolekcji MTJ znalazły się m.in. moje ulubione komedie mistrza parodystycznego absurdu Oldrzicha Lipsky’ego. Nie ma wprawdzie jego najsłynniejszego dzieła „Lemoniadowego Joe”, jest za prawie tak samo dobra „Adela jeszcze nie jadła dziś kolacji”. Bohaterem tej parodii kryminału jest amerykański detektyw Nick Carter znany z powieści sensacyjnych drukowanych w odcinkach na przełomie XIX i XX w. Dzielny detektyw w meloniku, wyposażony w zdobycze swojej epoki, ale i w technikę godną agenta 007, przybywa do secesyjnej Pragi na zaproszenie dyrektora policji, by rozwikłać zagadkę stulecia – zniknięcia kochanka hrabiny Thun.

Reklama

Z kolei film „Mareczku, podaj mi pióro” opowiada Lipsky o majstrze zmuszonym uzupełnić edukację, by zachować stanowisko. Uczęszcza więc wieczorami do tej samej szkoły, w której za dnia uczy się jego syn. Jest jednak najgorszym uczniem w klasie, więc na jego stanowisko liczy przebiegły, powszechnie nielubiany kontroler. Z podglądania dorosłych w rolach uczniów wydobył Lipsky nie tylko czysty absurd, ale i celnie rozegrał społeczne paradoksy tej sytuacji. Bezpieczne czeskie kino popularne, kanalizujące społeczna napięcia, ma swój urok i zachowało go do dzisiaj. Oglądając filmy z tej kolekcji można się dobitnie przekonać, że to inna strona tego samego medalu, co wielkie arcydzieła szkoły czeskiej. Ten sam dystans, absurd i ta sama wyrozumiałość dla ludzkiej słabości. Taka wyrozumiałość chroni przed naiwną wiarą, że patos i rozdzieranie szat uczyni nas lepszymi i bardziej szlachetnymi.

Wojtek Kałużyński

Dystrybucja: MTJ.