Inne / Potr Kowalczyk
"Nieproszeni goście"
(aka "The Uninvited")
USA/Kanada 2009; reżyseria: Charles Guard, Thomas Guard; obsada: Emily Browning, David Strathairn, Arielle Kebbel, Elizabeth Banks; dystrybucja: UIP; czas: 87 min; Premiera: 17 kwietnia
Reklama

p

Reklama

Zagorzałych wielbicieli thrillerów i horrorów „Nieproszeni goście” nie zaskoczą dosłownie niczym. Każde rozwiązanie, każda fabularna wolta pojawiają się tu dokładnie w tym momencie, w którym się ich spodziewamy. I to nie tylko dlatego, że pełnometrażowy debiut braci Thomasa i Charlesa Guardów jestremakiem koreańskiego przeboju kina grozy „Opowieść o dwóch siostrach”. Nawet jeśli ktoś nie zna oryginału, będzie w stanie ze sporą dokładnością przewidzieć kolejne wydarzenia.

Po tragicznej śmierci przykutej do wózka inwalidzkiego matki w pożarze Anna Ivers (Emily Browning, niegdyś gwiazdka „Serii niefortunnych zdarzeń”) trafiła na leczenie do szpitala psychiatrycznego. Niespełna rok później wraca do rodzinnego domu, by z przerażeniem odkryć, że jej ojciec (David Strathairn) planuje ślub z pielęgniarką, która wcześniej opiekowała się jego ciężko chorą żoną. Nękana powracającymi koszmarami Anna jest przekonana, że to właśnie nowa narzeczona ojca była odpowiedzialna za śmierć matki. Nie ma jednak na to żadnych dowodów, nikt też nie jest skłonny uwierzyć w rewelacje rozhisteryzowanej dziewczyny, ledwo co wypuszczonej z psychiatryka. Jedyną osobą, która traktuje jej słowa poważnie, jest jej siostra Alex (Arielle Kebbel). Tymczasem Anna coraz częściej ma wizje, w których przewiduje śmierć najbliższych osób. Coraz trudniej jej także odróżnić rzeczywistość od złudzeń...

Co będzie się działo dalej, łatwo się domyślić. Gdyby jeszcze scenarzyści wykazali się choćby odrobiną inwencji. Niestety, amerykańska wersja filmu Kim Ji-woona (swoją drogą również niezbyt nowatorskiego), dowodzi jedynie, że w Hollywood oryginalne pomysły na dobre stały się towarem deficytowym. Polityka realizowania własnych wersji azjatyckich hitów cały czas się jednak sprawdza: oryginał zarobił w amerykańskich kinach zaledwie 72 tys. dol. Jego nowa wersja – blisko 30 mln.

A jednak mimo fabularnej przewidywalności „Nieproszeni goście” i tak pozytywnie wyróżniają się na tle większości hollywoodzkich produkcji z pogranicza horroru i thrillera. Nie straszą, ale Guardom udaje się utrzymać niepokojący, mroczny klimat (żeby jeszcze tylko nie nadużywali tandetnych chwytów w stylu „straszny sen o żywych trupach”...), bez epatowania nadmierną liczbą krwawych efektów specjalnych. Zresztą ich film znacznie lepiej sprawdza się jako uproszczony dramat psychologiczny, koncentrujący się na przeżyciach Anny, która próbuje sobie poradzić z tragiczną przeszłością. Dzięki udanym rolom – zwłaszcza Browning i Strathairna – udaje się tchnąć w papierowe, schematyczne postaci choć trochę życia.