Kiedy sięgnie się głębiej pamięcią do filmów i lektur swojego dzieciństwa, okazuje się, że wiele było w nich historii smutnych, opowiadających o stracie i cenie rozmaitych zachowań. Tymczasem, jako ludzie dorośli, spłyciliśmy wyobrażenie o dzieciństwie i wyparliśmy doświadczenia, które ukształtowały paletę uczuć, do jakich jesteśmy zdolni. Oglądając "Mojego przyjaciela lisa", możemy przypomnieć sobie, jak wielką wartość miały dla nas baśnie z wyrazistym morałem, który nie zawsze pasował do grzecznego: i żyli długo i szczęśliwie.

Reklama

Nawiązująca do "Małego księcia" historia przyjaźni 10-letniej dziewczynki z lisem, opowiedziana przez francuskiego zdobywcę Oscara, mówi o granicach miłości, którą pochopnie można pomylić z posiadaniem. Dziewczynka wychowuje się w pięknych (i znakomicie sfotografowanych) dzikich okolicach, gdzie przez drogę może przemknąć lis, po lasach biegają rysie i jeszcze nie wszyscy ludzie są wrogo nastawieni do przyrody. Pewnego jesiennego dnia i ona spotyka pięknego lisa, którego postanawia tropić. Podążając jego śladami parę miesięcy później przez bajecznie ośnieżony las, łamie nogę. Uwięziona w domu na resztę zimy studiuje książki o zwyczajach lisów, by na wiosnę odnaleźć swoje ukochane dzikie zwierzę, a z czasem zdobyć jego zaufanie.

Pierwsza połowa filmu to popis cierpliwości dokumentalisty - nawet trudno sobie wyobrazić, ile godzin, dni czy tygodni zajęło Jacquetowi sfilmowanie genialnej sceny zalotów lisów przy świetle księżyca. W drugiej części filmu, nie porzucając przyrodniczej konwencji, reżyser w baśniowej konwencji opowiada o uczuciu rodzącym się między lisem (a właściwie lisicą) a dziewczynką, która w przypływie dziecinnego okrucieństw próbuje zwierzę udomowić.

Francuzi robią w tej chwili najlepsze filmy przyrodnicze na świecie. I choć swoim bohaterom nadają na wyrost wiele cech ludzkich (kto nie uronił łzy nad parą pingwinów z poprzedniego filmu Jacqueta, które rozpaczały po stracie jaja), nie rezygnują z autentyzmu i bliższego spojrzenia na brutalną, w naszym rozumieniu, stronę życia zwierząt. Tworzą kino unikalne, które zdobywa wielką popularność w ich kraju. Oby takie baśnie jak "Mój przyjaciel lis" przyjęły się także u nas. Bo chcąc chronić dzieci przed telewizyjną zbanalizowaną przemocą rozlicznych produkcji telewizyjnych, zapominamy, by pokazywać im filmy o uczuciach, zwłaszcza tych smutnych.

Reklama