Na razie swoje laury przyznają krytycy. Znamy już nominacje do Złotych Globów, czyli nagród Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej w Hollywood oraz trofea wręczone przez kilka innych zrzeszeń krytyków. W ich ocenie bezkonkurencyjny jest film braci Coen „To nie jest kraj dla starych ludzi” z Tommym Lee Jonesem, Javierem Bardemem, Joshem Brolinem i Woodym Harrelsonem w rolach głównych.

Reklama

Jednak gusta członków Akademii zazwyczaj nieco różnią się od preferencji krytyków filmowych i prezentowany w tym roku w Cannes film Coenów opowiadający mroczną, brutalną historię w westernowych dekoracjach Teksasu może się okazać zbyt artystyczny i ciężki, by ich zadowolić. Więc choć nominacja dla tego tytułu jest niemal pewna, to szanse na statuetkę nikłe. Nieco inaczej ma się sprawa z filmem Paula Andersona „There will be Blood”, który zdobył nagrody we wszystkich głównych kategoriach w ocenie National Society of Film Critics.

Portret self-made mana, który zdobywa bogactwo na teksańskiej ropie, ale w walce o wpływy i pieniądze traci jakąś część swojego człowieczeństwa, może zyskać przychylność akademików, wyczulonych na rozmaite filmowe manifestacje „amerykańskiego snu”. W powszechnej ocenie odtwórca głównej roli w tym filmie Daniel Day-Lewis (trzykrotnie nominowany, raz otrzymał statuetkę) ma też największe szanse na statuetkę za wielowymiarową, psychologicznie skomplikowaną rolę pozbawionego skrupułów naftowego potentata.

Zmierzyć się jednak będzie musiał z Johnym Deppem, który także zbiera wysokie noty za kreację w filmie Tima Burtona „Sweeney Todd”. Być może Akademia doceni wreszcie efekty współpracy tych dwóch utalentrowanych filmowców – Depp nie dostał nominacji za żadną ze swych świetnych burtonowskich ról. Ani za „Edwarda Nożycorękiego”, ani za „Eda Wooda”, co z perspektywy czasu zakrawa na nie lada skandal. Może rola demonicznego golibrody w gotyckim musicalu Burtona pozwoli naprawić to ewidentne niedopatrzenie.

Reklama

Wysoko w notowaniach krytyków stoi także kolejne dzieło w reżyserskiej karierze aktora Seana Penna – „Into the Wild”. Penna w ostatnich dniach spotkało jeszcze inne wyróżnienie – został przewodniczącym składu jurorskiego na tegorocznym MFF w Cannes. Jednak jego nieco pretensjonalna opowieść o zbuntowanych chłopcu z dobrego domu, który rozdawszy majątek, rusza w podróż autostopem przez Amerykę, nie jest typem produkcji, która może spodobać się Akademii. Większe szanse ma za to inna niezależna produkcja – „Juno”, która ma wszelkie dane, by powtórzyć nieoczekiwany sukces „Małej miss” sprzed roku. Komediodramat z utalentowaną młodziutką aktorką – Ellen Page – w roli głównej i nośny temat (ciężarna nastolatka szukająca adopcyjnych rodziców dla nie narodzonego dziecka) to cechy, które mogą mu zjednać przychylność hollywoodzkiej publiczności.

Tak zwane murowane szanse na nominacje mają jeszcze walczące o Złote Globy tytuły: wspomniany „Sweeney Todd” Tima Burtona, „American Gangster” Ridleya Scotta, „Pokuta” Joe Wrighta, „Wojna Charliego Wilsona” w reżyserii Mike’a Nicholsa z Tomem Hanksem w roli głównej oraz „Chłopiec z latawcem” Marca Forstera. Choć w tym roku nie ma jednego pewnego kandydata do lauru najlepszego filmu (jak chociażby zeszłoroczna „Infiltracja”) i każdy z wymienionych filmów ma nań szansę, to najprawdopodobniej pomiędzy dwoma ostatnimi rozegra się walka o Oscara dla najlepszego reżysera. Choć zagrozić im może jeszcze Julian Schnabel, którego znakomity, wstrząsający i piękny „Motyl i skafander” zjednuje sobie uznanie zarówno wyrafinowanych krytyków, jak i zwykłych widzów na całym świecie. Tu uzasadnione nadzieje na nagrodę ma też operator Janusz Kamiński doceniony ostatnio za niezwykły wkład artystyczny w dzieło filmowe podczas festiwalu Camerimage, gdzie zdobył główną nagrodę – Złotą Żabę.

Innym Polakiem, który ma realne szanse na oscarową statuetkę, jest wybitny dokumentalista Marcel Łoziński. Wedle najnowszych doniesień jego krótkometrażowy film pt. „A gdyby tak się stało” znalazł się na tzw. short list krótkich dokumentów ubiegających się o tegoroczne Oscary. Szans takich nie ma raczej „Katyń” Andrzeja Wajdy, który jest naszym oficjalnym kandydatem do Oscara w kategorii filmu zagranicznego. Przyjdzie mu się jednak zmierzyć z tak znakomitymi i głęboko poruszającymi obrazami, jak nagrodzony Złotą Palmą w Cannes rumuński „4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni”, reprezentujący Francję „Persepolis” Iranki Marjane Satrapi, argentyński „XXY” czy izraelski „Beaufort”. Meandry polskiej historii mogą się okazać niewystarczającą bronią w tym pojedynku.

O tym, kogo postanowiła nominować Akademia, przekonamy się 22 stycznia – jak zawsze w tego typu materii możliwe są totalne zaskoczenia. Na ostateczny werdykt przyjdzie zaś poczekać do jubileuszowej 80. oscarowej gali, która odbędzie się 24 lutego w Kodak Theatre w Los Angeles. Polscy widzowie będą mieli do tego czasu szansę obejrzeć większość wymienionych tytułów. Bowiem dystrybutorzy będą w styczniu i lutym pospiesznie wprowadzać je na ekrany. Szykuje się nam więc kilka emocjonujących filmowych tygodni.