W obrazie Gregory’ego Hoblita naprzeciw Goslinga staje sam Anthony Hopkins, a sekunduje im David Strathairn. Razem wynoszą opatrzoną opowieść na wyższy poziom, czyniąc z filmu sądowego historię o ścieraniu się młodości i doświadczenia. I o tym, że świat zbudowany jest z pęknięć, małych niedoskonałości, które wspólnie tworzą wielką, tylko pozornie spójną całość.

Reklama

Realizując "Słaby punkt”, Hoblit niejako powtórzył najgłośniejsze dzieło z własnej filmografii, prawniczy thriller "Lęk pierwotny”. Tyle tylko, że o 180 stopni odwrócił kąt spojrzenia swój, widzów i samych postaci. Gwiazdora lokalnej palestry z "Lęku pierwotnego”, zastępuje w "Słabym punkcie” młody wilczek, który za kilka dni ma opuścić biuro prokuratora okręgowego i rozpocząć pracę w korporacji. Miejsce zaś niewinnego chłopca, który niechybnie trafi za kraty, zajmuje starszy, inteligentny facet, prawdziwy mistrz zbrodni, na którego nie ma żadnych pewnych dowodów.

Kiedy Theodore Crawford (zblazowany Hopkins), dowiaduje się, że jego żona ma romans z policyjnym negocjatorem Robertem Nunallym, postanawia dokonać morderstwa doskonałego. Wraca do domu i z zimną krwią strzela do swej żony. Na miejsce przybywa policja (a w jej szeregach Nunally) i kobietę w śpiączce odstawia do szpitala, a mężczyzna przyznaje się do próby zabójstwa. Sprawa wydaje się więc banalnie prosta. Tyle że przed sądem Crawford zmienia zdanie, a jego uprzednie zeznania stają się zupełnie nieprzydatne. Na jaw wychodzi bowiem romans przesłuchującego go gliniarza i małżonki starszego pana. W ten sposób sprawa, która miała być kolejną rutynową chałturą dla młodego Williama Beachuma, okazuje się orzechem nie do zgryzienia. Bo choć motyw morderstwa jest oczywisty, to brakuje pozostałych części układanki - w mieszkaniu nie ma broni, z której postrzelono kobietę, a świadkowie niczego nie widzieli. William musi ścigać się z czasem i jak najszybciej wsadzić perfekcyjnego psychopatę za kratki. Stawką w tym pojedynku, prócz sprawiedliwości, jest także kariera młodego prawnika - jeśli przegra sprawę, nie będzie już mile widziany w korporacyjnym Eldorado, a porażka pozbawi go nawet skromnie opłacanego prokuratorskiego stołka.

Zarysowanie fabuły "Słabego punktu” nie jest zadaniem łatwym. Gregory Hoblit jest bowiem reżyserem wystarczająco doświadczonym i sprawnym, by mnożyć na ekranie wątki i małe dramaty. W jego najnowszym filmie jeden zwrot akcji goni drugi, a prawdziwym perpetuum mobile okazuje się Ryan Gosling.

Reklama

Aktor przyzwyczaił nas już do ról młodych idealistów, którzy noszą w sobie bolesne piętno ("Fanatyk”, "Szkolny chwyt”). Teraz też wciela się w postać chłopaka rozdartego między ideałami i prozą życia. Pozostaje przy tym klasą dla siebie, przyćmiewając całkowicie Anthony’ego Hopkinsa.

"Słaby punkt (Fracture)", USA 2007; Reżyseria: Gregory Hoblit; Obsada: Anthony Hopkins, Ryan Gosling, David Strathairn, Rosamund Pike; Dystrybucja: Galapagos