Czasem porównują cię do gwiazd z Zachodu. Jak się czujesz jako indyjska odpowiedź na Toma Cruise’a?

Shahrukh Khan: To trochę krępujące, ale myślę, że piszą tak, by wytłumaczyć, jakiego rodzaju gwiazdą jestem, a może także uzasadnić w pewien sposób mój wiek. Pracuję w tej branży prawie 15 lat i choć nasze filmy są całkowicie różne, robiłem podobne rzeczy co Tom Cruise.

Reklama

Co robiłeś, zanim zostałeś aktorem?

Uczyłem się, jak robić filmy. Zrobiłem dyplom magistra z reżyserii i komunikacji masowej w Delhi. Przedtem skończyłem liceum o profilu ekonomicznym. Byłem także zawodowym futbolistą, ale porzuciłem ten sport po urazie kręgosłupa. Nadal czasem dokucza mi ból.

Reklama

Jak zareagowali Twoi rodzice na wiadomość, że chcesz zostać aktorem?

"Proszę, zarób na życie. Nie zajmuj się sztuką. Sztuka jest dla bogatych. Znajdź pracę dla rządu lub coś takiego..." - to usłyszysz od indyjskich rodziców. Najpierw powiedziałem mamie, że chcę być sportowcem, ale nie była zadowolona. W Indiach nie można zrobić kariery w sporcie, chyba że w krykiecie. Potem powiedziałem, że myślę o aktorstwie, a ona powiedziała: "O Boże, teraz chce grać w filmach!". Rodzice pragną dla swoich dzieci jak najlepiej, a w Indiach sport i kino to nie są wymarzone zawody.

Czy poza Indiami czujesz się gwiazdą?

Reklama

Oczywiście, ludzie mnie znają w Indiach, ale tak samo jest w Londynie. Nie mogę po prostu pojechać do Londynu i iść na zakupy. Hinduskie filmy od lat są bardzo popularne w Wielkiej Brytanii. Podobnie jest w tych amerykańskich miastach, gdzie mieszka liczna społeczność azjatycka. Prawda jest taka, że mam mniej takich problemów w Indiach, ponieważ tam nie chodzę sam do sklepu po chleb. A w Londynie miło by było wyjść czasem z dziećmi na spacer albo do kina.

Więc teraz mieszkasz w Londynie?

Nie, do Londynu jeżdżę kręcić filmy i czasami na wakacje.

Jak byś opisał - czym jest bollywoodzki film?

Bollywoodzki film jest wszystkim. One są teatralne, głośne, melodramatyczne, kolorowe, mają w sobie muzykę, humor, taniec, śmiech, łzy… Wszystko jest połączone w jedną całość. Jako aktor możesz robić wszystko! Zawsze powtarzam, że będąc aktorem w Indiach trzeba być Michaelem Jacksonem, Tomem Cruise’em, Arnoldem Schwarzeneggerem, Peterem Sellersem, a potem znów Michaelem Jacksonem. A czasem nawet Bryanem Adamsem! (śmiech)

Kręcicie więcej filmów niż Hollywood, więc indyjska publiczność najwyraźniej uwielbia takie produkcje...

Ludzie u nas chcą w kinie oderwać się od szarej rzeczywistości. Nie obchodzi ich twój talent aktorski, sztuka grania, twoje postępy. Płacą za bilet, a ty masz tańczyć dla nich i ich zabawiać. I to robimy. Wielu z naszych widzów rezygnuje z posiłku, by móc zapłacić za bilet, więc należy im się szacunek.

Czy ktoś wie, ile filmów produkują rocznie Indie?

Średnio trzy dziennie. Kręcenie filmów w Indiach przypomina teatr uliczny. Po prostu pojawiamy się i kręcimy. Nie ma godzin, związków zawodowych ani problemów z tym związanych. Wszyscy mówili o tym, jak wyjątkowo niskie budżety miały filmy typu "El Mariachi" czy "The Blair Witch Project", a my kręcimy 800 takich filmów rocznie!

A Ty w ilu filmach rocznie występujesz?

W trzech, nigdy więcej. Przeciętny aktor w Indiach robi około 20 filmów w roku. Na początku kariery nagrywałem też po trzy produkcje jednocześnie i mieszkałem w przyczepie.

Zalały Cię już propozycje ról z Hollywood lub Europy?

Więcej ofert pochodzi z Wielkiej Brytanii, nie dostałem żadnej poważnej z Hollywood. Pojawiło się kilka pomysłów dotyczących kręcenia filmu z Jackie Chanem, ale to jeszcze nic pewnego.