Kuriozalny jest nie tylko sam film (przy którym niestety udzielał się zmarły niedawno na raka Ulrich Mühe, dobry agent Stasi w oscarowym "Życiu na podsłuchu"), ale i jego kampania promocyjna w Polsce. Umiarkowanie wyrafinowana selekcja 23. WMFF dopuściła obraz do programu imprezy, a zachwycony dystrybutor chyba oszalał z wrażenia i reklamuje na plakatach swój produkt jako "kandydata do nagrody publiczności".

Przecież każdy z prawie 200 pełnych metraży jest kandydatem! Na szczęście nie każdy może wygrać. Tak samo jak nie każdy naród może wygrać wojnę. Ale każdy może ją rozpocząć, doprowadzając do Holocaustu, a potem ciężko mu o tym zapomnieć i po 60 latach zaczyna produkować słuszne filmy rozliczeniowe. Albo bardziej udane, jak "Fałszerze" Stefana Ruzowitzky’ego, albo średnie jak "Sophie Scholl", polityczna hagiografia sprawiedliwej Niemki (nominacja do Oscara), albo beznadziejne - jak ten.

Naziści szykują propagandową defiladę przez zrujnowany Berlin. Mają jednak spory problem ze swoim wodzem, który pogrążył się w apatii. Nie może nawet wystąpić publicznie i podnieść naródu do boju. Faszystowscy notable wpadają na pomysł, by do Hitlera wysłać przebywającego na przymusowym wypoczynku w Sachsenhausen aktora komika o imieniu Adolf. Tak rozpoczyna się przygoda umiarkowanie asertywnego Żyda ze schorowanym małym człowieczkiem. Borykający się nie tyle z problemami świata, ile z samym sobą führer ssie palec, chodzi w dresach i sika do łóżka.

Żeby film przynajmniej był groteskowo śmieszny - jak te z Leslie Nielsenem. Albo wdzięczny - jak "Życie jest słodkie" Roberto Benigniego. Ale nie jest! A fakt, że sam reżyser-scenarzysta ma korzenie żydowskie, nie świadczy wcale o tym, że obraz jest poprawny politycznie, tylko że jego twórcy również przydałaby się terapia...


ADOLF H. - JA WAM POKAŻĘ!
Niemcy 2007; Reżyseria: Dani Levy; Obsada: Ulrich Mühe, Helge Schneider, Sylvester Groth; Dystrybucja: Monolith Films; Czas: 89 min
Premiera: 26 października










Reklama