Nie mogłem się doczekać premiery "Habana Blues”, więc rodzina załatwiła mi kopię filmu "na lewo”. I byłem zachwycony - wreszcie usłyszałem głos nowego pokolenia. Film porusza chyba najważniejszy teraz na Kubie temat: zostać czy wyjechać? W obrazie Benita Zambrano nie chodzi wyłącznie o muzykę, jest ona raczej pretekstem, by pokazać sytuację na Kubie. W tym kraju promowana jest tylko muzyka tradycyjna. Kto gra rap, rock, hip-hop, nie ma szans zaistnieć. Nie znajdzie funduszy na instrumenty, na nagranie płyty czy wyjazd za granicę. I film świetnie to uchwycił: muzycy grający tradycyjną muzykę kubańską nagrywają w studiu, a rock, rap trzeba tworzyć chałupniczymi sposobami w domu.

"Habana Blues” pokazując, w jakiej sytuacji są młodzi muzycy, wprowadza ważny wątek polityczny: jedni próbują wyjechać na kontrakt, a jak to się nie uda, chcą uciekać w nocy jako balsero. Dlatego ten film był bardzo krótko pokazywany w kubańskich kinach. Bo przecież z Kuby nikt nie chce uciekać, a ci, co uciekają, są przeciwnikami rewolucji. Nie można pokazać, że ktoś widzi swoje życie inaczej, że chce się rozwijać.

Młodej sceny muzycznej nie promuje się na Kubie, ale nie znaczy to, że jej nie ma. Jest mnóstwo bardzo dobrych zespołów, które grają rap, hip-hop i najbardziej wybuchowe mieszanki tych gatunków z muzyką tradycyjną. Nowe pokolenie w tekstach ucieka od śpiewania o rewolucji, woli śpiewać o codziennych problemach, w dyskretny sposób krytykując sytuację polityczną. Te zespoły nie grają w dużych salach, na ich koncerty przychodzi grupa wtajemniczonych, może nie intelektualistów, ale osób myślących. Publiczność potrafi odebrać wiadomość, którą muzycy jej przesyłają. Kiedyś był nurt „młodych trubadurów”, którzy śpiewali o rewolucji, o Che Guevarze i całej bandzie, a teraz zaczyna się mówić o braku perspektyw i o bolączkach Kubańczyków. To jest rewelacyjna muzyka, nowoczesna i bardzo światowo brzmiąca.

"Habana Blues” nie pokazuje samego grania i koncertów jak "Buena Vista Social Club”, ale bariery, jakie muszą pokonywać młodzi muzycy na Kubie. Muzyka, która kręci Kubńczyków jest wysokich lotów, ale teksty mówią o głupotach. Co teraz się liczy na Kubie? Muzyka, taniec, alkohol i seks. I o tym śpiewają gwiazdy, by ściągnąć ludzi na koncerty. A nowe kapele mają świetne, wręcz literackie teksty.





Reklama