W najnowszych dziejach Polski cierpieliśmy na „nadobecność” historii. W tzw. normalnych krajach, o ile takie istnieją, zajmowali się nią zawodowcy - wojskowi, politycy i to oni mieli z nią sprawy. W Polsce natomiast historia dotyczyła prawie każdego, więc nie wszyscy mogli jej sprostać. Pukała często nieproszona do drzwi ludzi kompletnie nieprzygotowanych, którzy nie chcieli mieć z nią nic wspólnego, woleli zająć się prywatnym życiem.
Czy to powód do zdziwienia, że obecne młode pokolenie odwróciło się od historii? Skoro, miejmy nadzieję, nie zapowiada się wielka wojna ani przełom historyczny, a oni wreszcie mogą zająć się sobą?

Przytoczę dość wymowną (może jest prawdziwa) anegdotę o młodzieży obecnej na jednym z przedpremierowych pokazów "Katynia". Ci młodzi ludzie nie znali zakończenia opowiadaniej przez Wajdę opowieści, do końca spodziewali się, że oficerowie polscy jakoś się jednak uratują. Oglądali "Katyń" jakby to była hollywoodzka "Wielka ucieczka".

A więc słusznie Wajda od kilku dekad uważa za swój obowiązek uczenie historii, ale nie propagandowo, nie historyczno-politycznie, tylko przez dyskusję z historią widzianą - to również przypadek filmu "Katyń" - z perspektywy ludzkiego losu. Właściwie wszystkie filmy Wajdy, nawet te współczesne, jak np. "Człowiek z marmuru", są historyczne i stają się historyczne. Dla Wajdy historia jest częścią współczesności. Zakłada on stałą obecność historii w dniu dzisiejszym. Nie wyobrażam sobie Wajdy robiącego film futurologiczny, nie osadzony, jak to się mówi, "tu i teraz" i nie umocowany w naszej przeszłości.
Filmy Wajdy pokazują tragiczną wizję historii. Dla historii, przez historię ponosi się ofiary i pada się jej ofiarą. Jednych, niby wielka fala, wynosi w górę, pozwala dokonywać wielkich rzeczy, a innych potrafi poturbować i łamie im kręgosłup. I zawsze jest to historia na serio. U Wajdy nie ma miejsca na ironię, na Szwejka, na tego typu ironiczno-biologiczne podejście. Bo historia to niebezpieczny i jednocześnie przemożny żywioł. "Kanał" zrobiony 50 lat temu nadal przemawia do widza - trudno wyobrazić sobie wspanialszy i prawdziwszy film o Powstaniu. Jednocześnie oddaje hołd bohaterom i nie pomija tragedii. Dla Wajdy polski los jest częścią ludzkiego tragicznego losu. Stąd nie stroni on od patosu, ale jest to patos wiarygodny. W „Katyniu” obecne jest mocne przesłanie - że cenę historii, prócz żołnierzy, płacą bezbronni - kobiety, dzieci, starcy. Podczas projekcji „Katynia”, podobnie jak na seansie „Człowieka z marmuru” w kinie Ochota, panowało absolutne milczenie. I tak właśnie dzieje się na wielu filmach Wajdy.

Przy słuchu na historię i współczesność, który Wajda posiada, nieuchronnie obecna jest w jego filmach publicystyka. Zabiera głos w dyskusji nad najważniejszymi sprawami, albo sam taką dyskusję rozpętuje. Tak było z pamiętnymi "Popiołami", tak było z "Weselem", którego scenariusz według Wyspiańskiego przygotował Andrzej Kijowski, człowiek podobnie jak reżyser przejęty historią. Wajda mierzy się z mitami, występuje przeciwko mitom i stwarza je. Dla niego historia nie może być tylko rozrywką, ani umoralniającą lekcją. Dla Wajdy stanowi ona część naszej tożsamości i do tego, wydaje mi się, pragnie on widzów przekonać.
Z filmów Wajdy najlepiej pamięta się jednak nie przesłanie publicystyczne, tylko sceny dotykające bezpośrednio, szczegółowo prawdy o człowieku i historii. Gdyby zrealizować takie "The Best Of Wajda" na mojej liście znalazłyby się: erotyczno-gastronomiczna scena między Kaliną Jędrusik, a Danielem Olbrychskim z "Ziemi obiecanej". Grażyna Szapołowska jako Telimena opowiadająca o swoich petesburskich sukcesach towarzyskich z "Pana Tadeusza", finałowe sceny "Kanału", a także scena z kolejki WDK, w której miesza się czas przeszły i teraźniejszy - w jednym przedziale jedzie autor Jarosław Iwaszkiewicz i młody bohater "Panien z Wilka".

Również podczas oglądania "Katynia" takie niepublicystyczne sceny zapadły mi najbardziej w pamięć. Oto w pierwszych scenach filmu w tłumie uciekinierów na moście mała dziewczynka spostrzega bezradnego psa i prosi matkę, żeby go wzięły ze sobą. Drastyczne jest przedzieranie flagi polskiej przez czerwonoarmistów, którzy odwieszają czerwoną część jako swoją flagę a z białej robią onuce. Piękna, niedopowiedziana prawda jest w epizodzie rosyjskiego oficera próbującego uratować zagrożoną Polkę i jej córeczkę.
To prawda, że publicystyka starzeje się szybciej niż sztuka, ale tej pierwszej przy temacie takim jak Katyń nie da się uniknąć.











Reklama