Jaka będzie tegoroczna Gdynia? Pierwszy raz od kilku lat trudno to jednoznacznie przewidzieć. Co roku przed Gdynią powtarza się ten sam rytuał. Coraz bardziej nieśmiało i coraz bardziej po cichu liczymy, że będzie choć odrobinę lepiej niż poprzednio, że mizeria polskiego kina owinięta w czerwony dywan przed Teatrem Muzycznym wreszcie dorośnie do snobującej się na Cannes festiwalowej celebry i znakomitego samopoczucia filmowej branży. I co roku, choć pojawiają się pojedyncze jaskółeczki w rodzaju "Mojego Nikifora" przed trzema laty, "Parę osób, mały czas" - przed dwoma, czy "Placu Zbawiciela" w zeszłym roku, nowa jakość, wbrew pobożnym życzeniom, wciąż się nie objawia. Gromki chór krytyków nadziei upatruje w młodych. I zeszłoroczny festiwal miał wreszcie należeć do debiutantów. Tyle że, choć faktycznie debiutanckich filmów było w konkursie kilkanaście, mierny poziom naszego kina obnażony został jeszcze wyraźniej, bo na tle bezbarwnych "młodych" błyszczeli "starzy": Krauze, Saniewski i Koterski.

W tym roku może być inaczej, bo choć w konkursie debiutów jest zaledwie sześć, to chociażby zbierający nagrody na wakacyjnych przeglądach "Rezerwat" Łukasza Palkowskiego - opowiadający o życiu mieszkańców kamienicy na warszawskiej Pradze bez pielęgnowania polskiego skansenu nędzy i beznadziei, za to z czeskim dystansem tudzież lumpiarskim sznytem przypominającym kino Andrzeja Kondratiuka - może taką nową jakość zwiastować. Jako wydarzenie zapowiadają się także nagrodzone niedawno w Wenecji "Sztuczki" Andrzeja Jakimowskiego, który po obiecującym debiucie "Zmruż oczy" jako jeden z niewielu naszych reżyserów w ostatnim czasie, potwierdził swój talent również drugim filmem. Dominują jednak w programie dzieła twórców średniego pokolenia. Po startujących w konkursie filmach znanych już z kinowych ekranów: "Testosteronie", "Świadku koronnym" czy "Jasnych błękitnych oknach" nadziei na odnowę nie ma co upatrywać. Za to obiecująco zapowiadają się: podejmujący tematykę lustracji "Korowód" Jerzego Stuhra, aktorski benefis Danuty Szafarskiej w "Pora umierać" Doroty Kędzierzawskiej, opowiadający o odchodzącym z kopalni górniku "Benek" Roberta Glińskiego oraz "Hania" naszego człowieka w Hollywood Janusza Kamińskiego o małżeństwie przygarniającym na święta chłopca z sierocińca.

Szykuje się zatem w Gdyni naprawdę interesująca konfrontacja młodych wilczków z uznanymi twórcami. O tym, kto wyjdzie z niej zwycięsko, zdecyduje jury pod przewodnictwem Janusza Majewskiego, który będzie miał w Gdyni swoją retrospektywę. Obok niego w jury zasiądą Andrzej Bartkowiak, Stefan Chwin, Piotr Fudakowski, Jerzy Gruza, Dorota Ignaczak i Krystyna Janda. Oprócz konkursu głównego, jak co roku odbędzie się także konkurs filmów niezależnych i po raz pierwszy przegląd studenckich etiud, a w sekcji Polonica zaprezentowane zostaną dzieła kina światowego z udziałem polskich twórców. W sumie w Gdyni pokazanych zostanie 160 filmów. Na pewno będzie więc co oglądać i na pewno tegoroczne święto polskiego kina będzie świętem nie tylko z nazwy, bo w tym roku naprawdę jest co świętować. Podczas festiwalu odbędzie się główna część obchodów 50-lecia szkoły polskiej. Prócz przeglądu największych dzieł to tutaj będzie miało premierę specjalne wydanie dziesięciu filmów szkoły na DVD, wystawa plakatów, pokazany zostanie też pierwszy pełnometrażowy dokument o szkole polskiej. W logikę jubileuszu wpisuje się także premiera "Katynia" Andrzeja Wajdy, która oficjalnie otworzy festiwal, oraz specjalne Platynowe Lwy dla Jerzego Kawalerowicza. Oby w roku obchodów rocznicy nurtu, który wprowadził nas na salony światowego kina, faktycznie okazało się, że ze współczesną naszą kinematografią nie jest tak źle, jak się o niej mówi.



Reklama