Nazywany jest potrójnym królem. Zdobył trzy najważniejsze amerykańskie nagrody aktorskie: Oscara, Emmy i Tony. Jest też dowodem na to, że życie zaczyna się po czterdziestce. On sam miał 45 lat, kiedy stał się międzynarodową gwiazdą. Sławę (wraz z Oscarem) przyniosła mu rola genialnego pianisty i kompozytora Davida Helfgotta w "Blasku". Wcześniej nawet w jego rodzimej Australii mało kto o nim słyszał. Znali go tylko miłośnicy teatru. Dziś Rush uważany jest za narodowy skarb.
Przed "Blaskiem" Rush rzadko występował w filmach. Dostawał w nich głównie epizody. "Nic dziwnego, wyglądałem wtedy jak embrion", żartuje dziś Rush. "Kiedy oglądam swoje stare filmy, łamię sobie głowę: jak ktoś w ogóle chciał mnie angażować? Z takim wyglądem?!". Helfgott był jego pierwszą główną rolą. Solidnie się do niej przygotował. Zaprzyjaźnił się z Helfgottem. Spędzał z nim wiele czasu, obserwując jego sposób mówienia, mimikę, ruchy. Wiernie odtworzył je przed kamerą. Nauczył się też grać na fortepianie. W efekcie stworzył kreację wybitną. Pod jej wrażeniem była nie tylko Amerykańska Akademia Filmowa. Rush zdobył także przyznawany przez zrzeszenie krytyków Złoty Glob oraz nagrody brytyjskiej i australijskiej akademii filmowych.
Posypały się także filmowe propozycje. Rush stał się specjalistą od ról wszelkiej maści ekscentryków i szaleńców. Śmieje się, że gra wyłącznie "pijaków, szelmy, awanturników, idiotów i mądrych głupców. Nigdy amantów". Był markizem de Sade w "Zatrutym piórze", nieprzejednanym inspektorem Javertem w "Nędznikach", niebezpiecznym sir Francisem Walsinghamem w "Elizabeth" i "Elizabeth. Złoty wiek", Lwem Trockim we "Fridzie". Ekscentryków gra także na scenie i zawsze odnosi w tych rolach sukces. Wysoko oceniono jego błazna z "Króla Leara" czy występy w "Król umiera" i "Zapiskach wariata" (ostatnio znowu wrócił do roli w sztuce Gogola, to właśnie z jej powodu pojawił się na Oscarach z ogoloną głową). Teraz marzy o roli Don Kichota.

Jak został królem

Reklama
Sam Rush woli repertuar komediowy. Chętnie więc wraca do roli kapitana Barbossy w kolejnych częściach "Piratów z Karaibów". Stara się przemycić komediowe akcenty także do swoich poważniejszych ról. Tak zrobił w "Jak zostać królem". Rola królewskiego terapeuty przyniosła Rushowi czwartą już nominację do Oscara. Ale mało kto wie, że bez Rusha film w ogóle by nie powstał. "Jak zostać królem" został bowiem napisany przez Davida Seidlera jako sztuka teatralna. Dopiero Rush przekonał autora, by przerobił tekst na scenariusz filmowy.
Reklama



Jego ulubionym filmem są "Światła wielkiego miasta" Charlesa Chaplina. Jednym z ulubionych aktorów jest zaś komik Peter Sellers. Nic więc dziwnego, że za jedno z najważniejszych swoich filmowych dokonań Rush uważa główną rolę w "Życiu i śmierci Petera Sellersa".
W tym roku Rush skończy 60 lat. Na świat przyszedł w Toowoomba w Australii. Jego ojciec był księgowym, matka pracowała w sklepie. Rozwiedli się, kiedy Geoffrey był jeszcze dzieckiem. Po ukończeniu szkoły średniej Rush studiował kulturoznawstwo na Uniwersytecie Queensland. Jednocześnie grał w studenckim teatrze. Już wtedy dla dobra roli gotów był na wiele. W jednym z przedstawień wystąpił nago. Poświęcenie jednak opłaciło się. Zwrócił na siebie uwagę reżysera z Queensland Theatre Company i zdobył angaż. W 1971 roku, mając 20 lat, zadebiutował na profesjonalnej scenie. Z Queensland Theatre Company był związany przez kolejne cztery lata, grając zróżnicowany repertuar, od Szekspira po "Kotach w butach". W połowie lat 70. rzucił wszystko i wyjechał do Paryża. Chciał się uczyć pantomimy w słynnej szkole Jacques’a Lecoq.

W teatrze z Gibsonem

Po powrocie do Australii razem z debiutującym wówczas Melem Gibsonem wystąpił w inscenizacji "Czekając na Godota". Żaden z nich nie uskarżał się wówczas na nadmiar pieniędzy, więc przez pewien czas dzielili pokój. Rush szybko zdobył uznanie w teatralnych kręgach. A teatr stał się jego żywiołem. W latach 80. dołączył do 600-osobowej grupy australijskich artystów, którzy kupili Belvoir Street Theatre w Sydney, ratując go przed upadkiem. Nie tylko występował na scenie Belvoir, lecz także reżyserował i szukał nowych talentów. To właśnie Rushowi swoje pierwsze sceniczne sukcesy zawdzięcza Cate Blanchett. Rush wybrał ją na swoją partnerkę w inscenizacji "Oleanny" Davida Mameta, a następnie zarekomendował do roli Ofelii w "Hamlecie” (sam zagrał Horatia).
W teatrze Rush poznał także swoją przyszłą żonę – Jane Menelaus. Ich podróżą poślubną stała się trasa objazdowa po Australii ze spektaklem "Bądźmy poważni na serio". "Co wieczór oświadczałem się swojej żonie na scenie, używając pięknych słów Oscara Wilde’a, a na dodatek jeszcze mi za to płacono!" – wspomina Rush. Menelaus zagrała z mężem także w "Zatrutym piórze" (była żoną markiza). Mają dwójkę dzieci.
Rush chętnie przyjmuje role w hollywoodzkich produkcjach. Nie zamierza jednak przeprowadzać się na stałe do Kalifornii. Amerykańskie kino daje mu finansową niezależność. Ale tylko w Australii może robić to, co lubi najbardziej – grać w teatrze. "W Los Angeles wożą mnie limuzyną, w Australii zarabiam w teatrze 500 dolarów tygodniowo, ale nie wyobrażam sobie innego życia" – mówi Rush.
BLASK | Australia, 1996 | reż. Scott Hicks | Ale kino! | piątek, godz. 20.10