Cykl Coppoli, a ściśle rzec biorąc, jego dwie pierwsze odsłony, to kamienie milowe w dziejach kina. Niewiele filmów wywołało równie silny oddźwięk wśród widzów, a już na pewno żaden inny tytuł tak bardzo nie poruszył amerykańskich mafiosów.

Dzieje powstałego w kapitalistycznej Ameryce "Ojca chrzestnego" mogłyby służyć za ilustrację słynnej tezy Włodzimierza Lenina, który twierdził, że kino jest "najważniejszą ze sztuk". Burza rozpętała się zanim jeszcze na planie padł pierwszy klaps. Kiedy media ogłosiły, że Coppola pracuje nad filmem, do ataku ruszyła Włosko-Amerykańska Liga Obrony Praw Człowieka. Działacze gremium zebrali 600 tys. dol. na poczet kosztów procesu o zniesławienie, który zamierzali wytoczyć reżyserowi oraz wytwórni Paramount. Najkrócej mówiąc, chcieli się sądzić o niepochlebny obraz społeczności Italo-Amerykanów, który rzekomo zamierzał sprokurować Coppola. Co ciekawe, oporu nie wzbudziła jednak bestsellerowa powieść Maria Puzo (wydana w 1968 r. książka w ciągu czterech lat sprzedała się w USA w nakładzie 11 mln egzemplarzy!), której film miał być adaptacją. Sugeruje to, że ligowcy zgadzali się z poglądami ojca światowego proletariatu.

Straszak zadziałał, studio Paramount ustąpiło i w filmie nie pojawiły się określenia "cosa nostra" i "mafia". W zamian za ustępstwa Coppola dostał trzy razy więcej pieniędzy na realizację, niż początkowo zakładano. Po budżetowej korekcie "Ojciec" kosztował śmieszną z dzisiejszej perspektywy sumę 6 mln dol. W samych Stanach film zarobił 150 mln dol. Coppola i Pacino stali się gwiazdami światowego formatu. Sukces powtórzył także "Ojciec chrzestny II" (1974), najlepsza część serii. Dzieło Coppoli uhonorowano Oscarami za scenariusz, film, reżyserię, scenariusz, scenografię, muzykę i kreację Roberta De Niro w roli młodego Vita Corleone.

Nakręcony w 1990 r. "Ojciec chrzestny III" okazał się ostatnim i najsłabszym ogniwem serii. Pamiętany jest głównie z powodu aluzji do afery Banco Ambrosiano i powiązań mafii z Watykanem oraz roli Sophii Coppoli, która wcieliła się w postać Mary Corleone, córki Michaela. Dziennikarze uznali kreację za najgorszą rolę roku i przyznali juniorce Złotą Malinę. Znacznie lepiej przyjęto jej ekranowy debiut, który miał miejsce w pierwszej części "Ojca". Trzytygodniowa Sophia zagrała tam… niemowlę płci męskiej, syna Connie’ego i Carli.

Najdosłowniej "Ojca chrzestnego" zrozumieli italoamerykańscy mafiosi, który zaczęli kopiować styl bycia eleganckich gangsterów z ekranizacji powieści Puzo. Coppola i Puzo zapewne nie przypuszczali, że sportretują mafię nie taką, jaka była naprawdę, lecz taką, jaka chciała być.

Oczywiście "Ojciec" nie jest opowieścią o mafii (a przynajmniej nie tylko). Pojawiło się wiele interpretacji. Dopatrywano się w filmie metafory Stanów Zjednoczonych i kapitalistycznego społeczeństwa w erze postindustrialnej, krachu pogrążonej w wyścigu szczurów cywilizacji Zachodu i obrazu kryzysu patriarchatu. Zapewne wszystkie teorie są trafne, ale oglądając trylogię po latach, nie mogę się oprzeć skojarzeniom z dzisiejszą Polską. Nie chodzi nawet o to, że i u nas wybuchają afery świadczące o zaskakujących związkach przestępczego podziemia ze światem biznesu i polityki. Chodzi o kryzys wiary w państwo, które nie potrafi chronić przeciętnego obywatela na przykład przed bandytami terroryzującymi piłkarskie stadiony albo niepłacącymi czynszu lokatorami komunałów, de facto utrzymywanych z kieszeni sąsiadów (w dodatku wbrew ich woli). Na takiej niewierze zbudował przecież swoje imperium Vito Corleone.









Reklama