W filmach pokazywała się u boku Bena Stillera i Hugh Granta, w życiu prywatnym niedawno z hukiem rozstała się z Fabrizio Morettim, perkusistą The Strokes. Publiczność ją uwielbia, bo opowiada, że kocha hamburgery i nigdy się nie odchudza. A jest przecież jedną z najlepiej opłacanych aktorek w Hollywood. Za "Aniołki Charliego" (2000) dostała 9 mln dol., za ostatni film "Prosto w serce" (2007) - prawie dwa razy tyle.

Reklama

Wybredni miłośnicy kina trochę się temu dziwią. Uroda dość przeciętna, talent na podobnym poziomie. Smykałka do biznesu Barrymore jednak zdecydowanie przewyższa te dwie pierwsze cechy. Aktorka wyprodukowała większość swoich filmów i pensje wypłaca sobie sama.

Start u boku E.T.

Nazywać się Drew Barrymore w Hollywood to tak, jakby u nas nosić nazwisko Damięcki albo Machalica. A imię dostać po nazwisku babki, słynnej przedwojennej aktorki, takiej naszej Hanki Ordonówny. W rodzinie Drew od ponad 200 lat prawie wszyscy zajmowali się graniem albo wystawianiem sztuk, więc mała blondynka była w pewnym sensie skazana na bycie gwiazdą. Tym bardziej że jej ojcem chrzestnym jest Steven Spielberg. Barrymore po raz pierwszy pojawiła się na ekranie jako 11-miesięczne niemowlę w reklamówce karmy dla psów. Wygrała casting dzięki swojemu psiemu koledze z planu. Na przesłuchaniu lekko ją ugryzł, ale dziewczynka zamiast rzęsistym płaczem, wybuchnęła doniosłym śmiechem.

Potem użyczyła jeszcze swojej buzi płatkom śniadaniowym i od tego czasu stała się specjalistką od dziwnych stworów albo przesłodzonych komedii. Jako sześciolatka dostała najlepszy prezent od swojego ojca chrzestnego - rolę Gertie w reżyserowanym przez niego "E.T." (1981). Po występach u boku kosmicznego stwora stała się popularna na całym świecie. Jako 20-latka przeniosła się w trochę bardziej realne klimaty i do dziś regularnie występuje w komediach romantycznych. "Czuję się w nich jak ryba w wodzie. Ludzie ciągle mnie pytają, czy nie chciałabym spróbować swoich sił w innym gatunku, ale lubię robić to, co wychodzi mi najlepiej. Wystarczy spojrzeć na mój życiorys" - opowiada Barrymore, kiedy spotykam się z nią w londyńskim hotelu Claridge’s, w którym promowała "Prosto w serce".

Reklama

Niechętnie jednak komentuje długą przerwę w swoim zawodowym CV po sukcesie „E.T.” i „Różnic nie do pogodzenia” (1984), za które dostała nominację do Złotego Globu. Stała się wtedy sławną, ale samotną 11-latką. Wychowująca ją matka, również aktorka, była bardziej zajęta własnymi castingami, niż tłumaczeniem córce, że branżowe imprezy ze starszymi o kilkanaście lat kolegami po fachu to nie najlepszy sposób na życie. Drew zaprzyjaźniła się z Kurtem Cobainem i Courtney Love (jest matką chrzestną ich córki) i szybko dorównała im w liczbie wypijanego alkoholu czy wciąganej kokainy. Jako 14-latka mogła już spokojnie dawać korepetycje ze sposobów na przetrwanie kaca giganta i wybierania najlepszego dilera w okolicy. Zamiast, jak rówieśnicy, zdawać testy do liceum wylądowała w klinice odwykowej. Szkoły średniej zresztą nie skończyła, bo zamiast na maturę pojechała na ślub z poznanym kilka miesięcy wcześniej barmanem. Małżeństwo przetrwało sześć tygodni, a zrozpaczona Drew częstotliwością bywania na rautach zaczęła wtedy przebijać dzisiejsze rekordy Paris Hilton.

Amerykański kredyt sympatii

Między jednym a drugim bankietem dała się namówić na rozbieraną sesję do "Playboya". Tego nie mógł wybaczyć jej nawet znany z zamiłowania do ekscesów Steven Spielberg. Na 20. urodziny przysłał chrześnicy kocyk z napisem "Zakryj się" i jej nagie zdjęcia wycięte z magazynu, tyle że zaklejone papierowymi ubraniami. Ta sugestia nie zrobiła jednak na Barrymore większego wrażenia. Aktorka musiała być zadowolona ze swoich kształtów, bo zdecydowała się jeszcze zdjąć bluzkę podczas popularnego amerykańskiego talk show. Na dodatek powtarzała, że oprócz mężczyzn od czasu do czasu lubi wyjść na randkę z dziewczyną.

Te wszystkie ekscesy nie przeszkodziły jej w karierze, bo po "E.T." rozkochała w sobie publiczność i stała się kimś w rodzaju Kasi Cichopek Ameryki. Krytycy oszczędnie wypowiadają się o jej kolejnych filmowych wcieleniach, ale doceniają to, że potrafi "szczerze się uśmiechać". Zamiast Oscara dostaje nagrody MTV za najlepszy pocałunek ("Od wesela do wesela" w 1998 roku), a magazyn "People" tytułuje ją najpiękniejszą (w maju tego roku wyprzedziła nawet Angelinę Jolie).
Drew doskonale wykorzystała ten kredyt sympatii.

Reklama

Najpierw zrezygnowała z imprez. Otrzeźwienie przyszło dzięki Woody’emu Allenowi, który zadzwonił do niej z propozycją roli. "Byłam w siódmym niebie. Każdy chciałby zagrać w jego filmie" - opowiada aktorka. Niestety "Wszyscy mówią: kocham Cię" (1996) to jej pierwsze i ostatnie spotkanie z nowojorskim mistrzem. Choć pojawia się na ekranie, jej głos został zdubbingowany przez inną aktorkę. To doświadczenie podziałało na Drew jak kubeł zimnej wody. Bywalczyni bankietów postanowiła wydorośleć i odwdzięczyć się publiczności za zaufanie. Dając im takie filmy, jakie chcieliby zobaczyć.

Producentka filmowego kisielu

12 lat temu razem z Nancy Juvonen, którą zapoznała na jednej z imprez urządzanych przez ekipę filmu "Szalona miłość" (1995), założyła firmę producencką Flower Films. Filmowe wygi z Hollywood powtarzały, że prędzej wyrosną im na rękach kaktusy, niż delikatna panna z romantycznych komedii odniesie sukces. I rosły, bo Drew pokazała prawdziwą twarz twardej harpii. Jako producentka zadebiutowała "Pierwszym razem" (1999), ale sukces przyniosła jej przeróbka serialu Aarona Spellinga z końca lat 70. W "Aniołkach Charliego" (2000) sama zagrała główną rolę, a do pomocy zaprosiła dwie przyjaciółki - Cameron Diaz i Lucy Liu. Od tej pory produkuje wszystkie filmy, w których gra. To ona stoi za sukcesem "Starsza pani musi zniknąć" (2003), "Miłosnej rozgrywki" (2005) czy "Prosto w serce" (2007). Jej strategia jest prosta i może dlatego skuteczna.

"Biorę się za filmy, które sama chciałabym zobaczyć" - deklaruje. W "Prosto w serce" jej bohaterka twierdzi, że ma specjalny filtr rzeczywistości, który pozwala jej zachować optymizm. Barrymore doskonale filtruje scenariusze. Produkuje kinowy gatunek kisielu z proszku. Jej filmy są kolorowe i lekko strawne, pozbawione wartości odżywczych i głębi, ale perfekcyjnie przygotowane i do bólu przyjemne. Kiedy inne aktorki, które wzięły się za produkcje, jak Jodie Foster, zamykają swoje firmy, jej filmowy przemysł instant może pochwalić się 870 mln zysku.


W tym tygodniu Drew Barrymore do obejrzenia w TVN 7 w sobotę 9 czerwca o godz. 20.10 w filmie "Od wesela do wesela"