Kar-Wai nie chciał producenta zza Oceanu. Film sfinansowali zakochani w jego twórczości Francuzi do spółki z firmą producencką reżysera. Ponoć o główną rolę biły się najgorętsze hollywoodzkie piękności. Wong Kar-Wai wolał jednak debiutującą na wielkim ekranie soulową gwiazdę Norah Jones. Prawdziwe gwiazdy Fabryki Snów - Natalie Portman, Tim Roth, Jude Law i Rachel Weisz - musiały zadowolić się drugim planem.

Reklama

Czy jednak przy okazji kolejnego projektu (którym ma być nowa adaptacja "Damy z Szanghaju") zachowa niezależność i - podobnie jak inny reżyser rodem z Azji Ang Lee - nie da się porwać Hollywood? W swoich artystycznych wyborach póki co jest całkowicie nieamerykański - zakochany w klasycznej europejskiej powieści, podczas studiów na wydziale sztuk graficznych w Hong Kongu fascynował się twórczością Henriego Cartier-Bressona, ojca fotoreportażu. Widz jego kina dostrzeże tę miłość do fotografowania - zdjęcia i sposób portretowania bohaterów odgrywają w filmach Kar-Waia olbrzymią rolę.

Reżyserowi udało się zaprosić do współpracy jednego z najwybitniejszych mistrzów kamery Australijczyka Christophera Doyle’a. To właśnie on pomógł Kar-Waiowi wypracować charakterystyczny wizualny styl, dzięki któremu nazywa się go „pierwszym wielkim reżyserem epoki MTV”. Ale każdy, kto widział "Spragnionych miłości", dobrze wie, że Wong to jednocześnie najbardziej romantyczny współczesny filmowiec. Nikt nie potrafi tak namacalnie, wyraziście i poruszająco pokazać życia wewnętrznego swych bohaterów dręczonych - zwykle niespełnioną - miłością.

Kar-Wai ma opinię najwybitniejszego dziś filmowca kinematografii azjatyckiej, a jego wkład w promocję Hong Kongu na świecie porównywany jest z tym, jaki kiedyś obrazy Akiry Kurosawy odegrały w popularyzacji japońskiego kina. Jego przygoda z kinem zaczęła się od "As Tears Go By" - skromnego filmu inspirowanego dramatem Martina Scorsese "Ulice nędzy”. Pierwszym międzynarodowym sukcesem Kar-Waia okazał się "Chungking Express" (1994) - reżyser otrzymał za niego m.in. Independent Spirit Award. Olśniewające wizualnie wariacje na temat samotności i obsesji w wielkim mieście składają się na opowieść o życiu pięciu osób, których losy krzyżują się w zaułkach i nocnych barach Hong Kongu.

Reklama

Kolejny obraz "Happy Together" zdobył na festiwalu w Cannes w 1997 r. nagrodę za reżyserię. Historia spotkań i rozstań pary kochanków zyskała miano hymnu na cześć miłości utraconej i ponownie odzyskanej. Opowieść, którą przypadkowy widz nazwałby filmem o gejach, tak naprawdę pokazuje intensywność międzyludzkich relacji - nade wszystko zaś zazdrości. Najbogatszy chyba stylistycznie film Kar-Waia łączy z sobą płynnie rytmy Buenos Aires, muzykę Franka Zappy i genialne zdjęcia Doyle’a. I choć dla wielu właśnie ten obraz reżysera z Hong Kongu to jego najdoskonalsze dzieło, szczyt swoich możliwości Kar-Wai pokazał w "Spragnionych miłości" - zmysłowej opowieści o niespełnionym uczuciu i namiętności, której nie można zaspokoić.

Ten niezwykły obraz zaskoczył wielbicieli teledyskowego montażu wcześniejszych filmów Wong Kar-Waia. Malarsko skomponowane kadry budują hipnotyczny rytm narracji. Reżyser ledwo sugeruje, że między bohaterami rodzi się namiętność. „Spragnieni miłości” są jak piękny wiersz, w którym między strofami pobrzmiewa romantyczny fatalizm losu. Film rozgrywa się w półmrokach, a Kar-Wai pokazuje bohaterów w bliskich planach, opowiadając poruszającą historię o niespełnionych marzeniach.

Swego rodzaju sequelem "Spragnionych miłości" był ostatni film Kar-Waia "2046" z bohaterem, który wraca w połowie lat 60. do Hong Kongu i zarabia na życie pisywaniem plotkarskich felietonów oraz futurystycznych powieści. Mieszka w nędznym hotelu, gdzie nawiązuje znajomość z zamieszkującą przez ścianę prostytutką. Romans kończy się, gdy dziewczyna zapragnie uczuciowego zaangażowania. Kolejne związki bohatera wciąż tęskniącego za miłością swego życia sprzed lat również kończą się fiaskiem. Oryginalną ich analizą jest pisana przezeń futurystyczna powieść "2046", w której podróż w czasie ma pomóc w odzyskaniu wspomnień.

Film pod względem formy nie jest tak doskonały jak "Spragnieni miłości", ale unikalny nastrój tajemnicy, charakterystyczny dla Wong Kar-Waia, rekompensuje formalne potknięcia. Wygląda też na to, że kierunek poszukiwań reżysera skrystalizował się wyraźnie i, choć szczegóły dotyczące najnowszej produkcji "My Blueberry Nigts" zachowano do końca w tajemnicy, należy i tym razem spodziewać się poetyckiego kina, dla którego najatrakcyjniejszym tematem pozostają wciąż ludzkie uczucia.