Większość z nich to dokumenty, ale wśród filmów konkursowych znalazły się też perełki takie jak nagrodzony Oscarem krótkometrażowy film "West Bank Story" w reżyserii Ariego Sandela, którego projekcja odbędzie się jeszcze dziś w warszawskim kinie Muranów.

"West Bank Story" to parodia słynnego musicalu "West Side Story" opartego z kolei na nieśmiertelnej historii Romea i Julii. Tym razem jednak nie mamy do czynienia ze zwaśnionymi rodami Werony, ani konkurującymi gangami Nowego Jorku. Akcja została osadzona współcześnie na izraelskim Zachodnim Brzegu: Romeo jest izraelskim żołnierzem, Julia zaś palestyńską dziewczyną, a dwa wrogie "rody" prowadzą konkurencyjne jadłodajnie typu fast food: "Kosher King" i "Hummus Hut".

Niemożliwa do spełnienia miłość, która połączyła dwoje młodych, wiedzie zrazu do eskalacji konfliktu, ale w finale daje nadzieję na jego rozwiązanie: dotychczasowi wrogowie w zgodzie przygotowują wspólnymi siłami falafele, by nakarmić zgłodniałych klientów - Żydów i Palestyńczyków. Falafel w picie jako symbol pokoju na Bliskim Wschodzie? Czemu nie?! Jak mówi reżyser Ari Sandel, dla którego "West Bank Story" było filmowym debiutem: "Długo zastanawiałem się, co łączy Żydów i Arabów i doszedłem do wniosku, że jest to miłość do jedzenia. Kiedy na to wpadłem, fabuła ułożyła się sama, potrzebowałem jeszcze tylko autora piosenek, choreografa, obsady, budżetu i mnóstwa hummusu by zrobić ten film".

Strojenie sobie żartów z napiętej sytuacji między Palestyńczykami i Żydami może być niebezpieczne, ale Ari Sandel zrobił to z ogromnym wdziękiem, uważając przy tym, by bicz satyry żadnej ze stron nie uraził mocniej. Choć scena, w której klient "Hummus Hut" zamawia lody o nazwie "Śmierć z rąk czekoladowego zamachowca samobójcy" budzi śmiech podszyty poczuciem winy - bo czy wypada się z tego śmiać? Sam twórca rozwiewa tego typu wątpliwości, mówiąc, że początkowo w ramach szkolnego projektu w School of Cinematic Arts, gdzie studiuje, zamierzał zrobić całkowicie poważny film o punkcie granicznym i przekraczającym go zamachowcu samobójcy, ponieważ bliskowschodnia polityka od dawna jest jego pasją. Po namyśle jednak postanowił nakręcić coś niosącego nadzieję i... śmieszniejszego. A także coś, co pozwoli widzowi nie opowiadać się po żadnej ze stron ukazanego w krzywym zwierciadle konfliktu.

Choć "West Bank Story" spotyka się z zarzutami, że jest pełne uproszczeń, lub zbyt amerykańskie, to film pokazywany już na ponad 120 festiwalach na całym świecie zdobył kilkadziesiąt nagród, a co ważniejsze wywołał pozytywny odzew zarówno ze strony Żydów, jak i Arabów. Sandel, którego ojciec pochodzi z Izraela, z dumą podkreśla, że film był pokazywany zarówno w Jerozolimie, jak i w Dubaju, a prośby o kopię DVD napływają z bibliotek w Egipcie, od izraelskich żołnierzy, czy palestyńskich rodzin z Gazy. Słowem, krótkometrażowy musical z piosenkami, w których broadwayowskie brzmienie miesza się z klezmerskim graniem i arabskim zaśpiewem, faktycznie działa na rzecz pojednania. A skoro były już dobrze przyjmowane przez krytykę i publiczność komedie o Holokauście, jak choćby słynne "Życie jest piękne" Roberta Benigniego, to czemu nie można dobrze bawić się na komediowym musicalu o konflikcie na Bliskim Wschodzie?







Reklama