Wspaniały "Mój Nikifor" Krauzego czy "Angelus" Majewskiego wywołują entuzjazm na międzynarodowych festiwalach, u nas zaś wiodą żywot dziwolągów wpuszczanych do kin w paru kopiach.

Zdarza się też, że już na etapie projektów te różne od głównego nurtu kina opowieści zostają "utrącone" jako nazbyt elitarne. Najnowszy film Andrzeja Barańskiego - twórcy, który za sprawą "Dwóch księżyców" czy "Tabu" zajmuje w polskim kinie miejsce szczególne, stanowi wzorcowy wręcz przykład tego nurtu. Opowiada o przyjaźni Mirona Białoszewskiego i Jadwigi Stańczakowej, przyjaźni niezwykłej, bo intelektualnej, zrodzonej z miłości do sztuki. W nieskażonym damsko-męskimi relacjami związku homoseksualnego artysty i niewidomej poetki, jego kronikarki, nade wszystko zaś oddanej przyjaciółki, oglądamy przekształcanie rzeczywistości w sztukę.

Barański swoją opowieść o hermetycznym świecie Białoszewskiego zbudował ze zwykłych codziennych wydarzeń, z ich ulotności. Wielka sztuka i wielka poezja objawiają się na ekranie niczym błysk światła - w urodzie zerwanych rumianków, w sposobie patrzenia na przedmiot, w nocnej wyprawie za miasto tramwajem… "Łap radość za ogon. Nawet jeśli się wyrwie, zostanie ci pióro" - mówi Jadwidze poeta, gdy przyjaciółkę dopadnie depresja.

Białoszewski - jeden z najoryginalniejszych polskich poetów, tworzący wbrew tradycyjnym regułom, miłośnik rzeczy "zdegradowanych", których urodę odkrywa się długo i mozolnie, fascynuje i zdumiewa. Oczywiście widza musi drażnić jego egocentryzm. Musi denerwować nieuświadamianie sobie przez Białoszewskiego wielkiego oddania Jadwigi. Ale ostatecznie zwycięża fascynacja osobnym światem niezwykłego poety, który żył w pełnej obojętności dla społecznego uznania i literackich salonów.

Niezwykłe jest to, że świat Białoszewskiego oglądamy z perspektywy niewidomej Jadwigi (film powstał na podstawie pisanego przez nią dziennika). Ta kobieta pokonuje wszelkie bariery - pisze na maszynie, uczy Mirona obsługiwać magnetofon, bo on gardzi praktyczną stroną życia, bez protestu przejmuje także obowiązki gosposi.

Poeta odwzajemnia się, udzielając rad i poprawiając pisany przez nią dziennik, po latach będzie pierwszym cenzorem jej poezji. Literackie wtorki u Mirona, niczym czwartki u króla Stasia, wprowadzają nas w hermetyczny świat poety i jego wyznawców. Siłą filmu są także wielkie kreacje aktorskie - kompletnie niewykorzystanego przez polskiego kino Andrzeja Hudziaka (nagroda w Karlowych Warach) oraz Krystyny Jandy.

Ta ostatnia, jakże inna od Jandy, jaką znamy ze sztandarowych jej ról, wycofana i cicha, tworzy jedną ze swych największych kreacji (nagroda aktorska w Gdyni). "Parę osób, mały czas"..., tytuł filmu reżyser zaczerpnął z wiersza Białoszewskiego. Skromne, kameralne, niemal pozbawione akcji w klasycznym jej rozumieniu małe-wielkie kino. Aż trudno uwierzyć, że o mozliwość jego realizacji Barański musiał zabiegać aż siedem lat.











Reklama