Poeta, prozaik, malarz, reżyser, kompozytor. Jeden z najbardziej utalentowanych i wszechstronnych polskich artystów kolejnym etapem swej wędrówki uczynił niezwykły film - czy też raczej wizualny poemat - "Szklane usta".

Obraz ten, będący filmową wersją wystawy 33 wideo-artów "Krew poety" (tytuł to oczywiście aluzja do filmu Jeana Cocteau) zrealizowanych na zamówienie nowojorskiego Museum of Modern Art, jak cała twórczość Lecha Majewskiego jest dziełem adresowanym do wyrobionego widza. Trafi do tych, dla których obcowanie ze sztuką to okazja do refleksji nad wielością znaczeń i tropów kulturowych. A Majewski wciąż ich poszukuje. Odkrywa różne wersje wydarzeń i motywów, którymi kieruje się bohater. Interpretację pozostawia wyobraźni odbiorcy, nic nie sugerując, zacierając granicę między jawą i fantazją.

W muzealnej inscenizacji dzieła Majewskiego widz mógł się dowolnie poruszać, wideo-arty tworzyły nieskończoną ilość opowieści podlegających rozmaitym interpretacjom. Artysta z pewnością nie zgodzi się z biblijną teorią, że "na początku było słowo". Cała jego twórczość to przecież dowód na to, że u podstaw wszystkiego leży obraz.

"Marzy mi się kino pozbawione słów" - powiedział niedawno w rozmowie z DZIENNIKIEM. "Szklane usta" są taką właśnie próbą oswojenia wizyjnego kina. Nie padają tu żadne słowa, a pomocą w doświadczeniu całości jest wyłącznie muzyka autorstwa samego reżysera i Józefa Skrzeka.

Ta opowieść zawieszona między jawą i snem skupia się na historii młodego, nadwrażliwego poety zamkniętego w zakładzie psychiatrycznym, prawdopodobnie na skutek traumatycznych przeżyć z dzieciństwa. Jego wewnętrzny świat pełen jest lęków i obsesji. Zresztą wszystkich bohaterów Majewskiego życie raczej boli, niż raduje, co być może jest nieuniknione przy tej intensywności doznań. Ale to twórczy ból.

Majewski zaczynał jako malarz, prowadzi więc dyskurs z artystami różnych epok. "Szklane usta" eksploatują (jak wcześniej "Wojaczek" czy "Basquiat") mit przeklętego poety, imponują malarskością kadrów. Reżyser przekonuje, że świat imaginacji jest bogatszy od rzeczywistości i bez żalu rezygnuje z linearnej narracji, wyznaczając nową artystyczną jakość.

Jak zwykle u tego artysty uderza fascynacja Tajemnicą Bytu. Niezwykłe jest to, że twórca "Wojaczka", tak swobodnie poruszający się po w świecie fantazji, w swej fascynacji ludzkim bytem idzie tak daleko, że studiując fizykę, astronomię, matematykę, potrafi wyjaśnić metafizyczne niemal doświadczenia za pomocą wykresów i cyfr. Nie bez powodu nieskorzy do zachwytów nad Europejczykami nowojorczycy nazywają go artystą renesansu.

Jego własna twórczość nawet dla niego samego pozostaje niespodzianką. Laurence Kardish, kurator Museum of Modern Art, stawia Majewskiego w jednym rzędzie z gwiazdą sztuki współczesnej Matthew Barneyem. Znamienne, że uwielbiany za granicą Majewski w Polsce - pomijając jego głośne filmy "Wojaczek" i "Angelus" - wciąż jest niedoceniany. W zasadzie wszystkie spośród jego pomysłów niezrealizowanych tutaj błyskawicznie powstawały za granicą i okazywały się sukcesami. Pamiętając jednak o artystycznej drodze choćby Krzysztofa Kieślowskiego, należy uznać to za polską specyfikę.













Reklama