Stefan, dzielna mysz, podróżuje po całym kraju, podtrzymując starą dziecięcą legendę, że schowane pod poduszkę dziecięce zęby sprytne myszy zamienią na monety. Nie jest to działalność non profit: z mleczaków w specjalnej podwodnej fabryce produkuje się potem prawdziwe perły, z których naszyjniki robi jubiler Mieczysław. Ludzie i myszy żyją sobie zgodnie do czasu, gdy siostrzeniec jubilera (o wdzięcznym imieniu Pryszcz) nie wpadnie na pomysł, że na perłach można zarobić, pomijając dzieci. Znajduje pomocnika po mysiej stronie, ale na przeszkodzie staje mu Stefan oraz para niesfornych dzieciaków.

Reklama

Argentyńskie animacje nie goszczą zbyt często na polskich ekranach, tak więc "Stefana Malutkiego" można uznać za ciekawy wyjątek. Przyznam jednak, że nie zauważyłem szczególnej różnicy w porównaniu z amerykańskimi produkcjami. Może poza tym, że film jest bardzo staroświecki. Mimo że akcja dzieje się współcześnie, w dialogach roi się od tak oldskulowych określeń jak "nie bój żaby", "kuku na muniu" czy "urwipołcie". Starsi widzowie, słysząc te dialogi, z rozrzewnieniem przypomną sobie "Podróż za jeden uśmiech" Bahdaja.

Słabą stroną filmu jest dubbing, który momentami razi sztucznością (zwłaszcza w wykonaniu Renaty Dancewicz w roli matki oraz Szymona Bobrowskiego i Julki Jędrzejewskiej użyczających głosów dziecięcym bohaterom). Na tym tle wielkie brawa należą się Cezaremu Żakowi jako Stefanowi Malutkiemu, ale największym odkryciem jest niewątpliwie Ryszard Rynkowski jako rozśpiewana mysz o swojskim imieniu Rysiek. W sumie półtorej godziny zabawy idealnej na poświąteczne rozleniwienie.

"Stefan Malutki"
Argentyna/Hiszpania 2006; Reżyseria: Juan Pablo Buscarini; Dystrybucja: Kino Świat; Czas: 86 min
W kinach od 13 kwietnia