Allen mówi o pani w samych superlatywach. Twierdzi na przykład, że jest pani jedyną osobą, której udają się lepsze żarty niż jemu samemu. Czy możliwość współpracy z nim ma dla pani szczególne znaczenie?

Szczególne znaczenie? Nie sądzę, żebym rozważała to w takich kategoriach. Z pewnością jest zabawnie.

W filmie "Scoop - Gorący temat" jest pani początkującą dziennikarką. Prywatnie próbuje pani coś pisać?

Reklama

Tylko do szuflady, bo nie wydaje mi się, żeby moje pisanie miało specjalną wartość. Są to opowiadanka, szkice dialogów. Wprawdzie mój dziadek ze strony ojca był w latach 60. scenarzystą w duńskiej telewizji, ale ja wolę czytać. Więc czytam wszystko, co mi wpadnie w ręce. Kocham amerykańską klasykę - Williamsa i Steinbecka. Ostatnio do łez bawi mnie komik David Sedaris, a w szczególności jego książka "Zjem to, co ma na sobie".

Ma pani duńskie korzenie i takie nazwisko. Jego wymowa jest skandynawska?

Słyszałam już chyba wszystkie możliwe wersje. Przytłaczająca większość przypadków to "johanson" z akcentem na pierwszą sylabę. Urodziłam się w Ameryce i zawsze przedstawiałam się "dżohanson", z akcentem na drugiej sylabie, niech więc tak pozostanie.

Przy "Scoop - Gorący temat" pracowała pani z ludźmi, z którymi zdążyła się już zaprzyjaźnić - z Hugh Jackmanem na planie "Prestiżu", a z Allenem przy "Wszystko gra". Trudniej w pracy dogadać się z przyjaciółmi?

Reklama

Są tylko dwie możliwości: albo wszystko idzie koszmarnie, albo znakomicie. Tym razem na szczęście było świetnie. Praca z Woodym to jak wyjazd na kolonie, na których zna się i lubi większość dzieci.

Metody pracy Woody’ego Allena otacza spora aura tajemniczości. Mówi się na przykład, że nie daje aktorom scenariusza.

Nic o tym nie wiem. Najwyraźniej aktorzy grający u niego główne role dostają scenariusze, bo ja za każdym razem miałam swój egzemplarz od pierwszego dnia pracy. Jednak reszta ekipy chyba nie.

Pracuje pani teraz na planie kolejnego filmu Woody’ego Allena, zapowiadanego jako krwawy dramat, obok Penelope Cruz i Javiera Bardema. Jaki gatunek filmowy chciałaby pani odkryć dla siebie?

Chciałabym wystąpić w dobrym horrorze. Niedawno oglądałam "Lśnienie" Stanleya Kubricka i pomyślałam, że pociąga mnie taka kombinacja psychologii, tajemnicy i strachu. Uwielbiam też musicale i sama chętnie bym w jakimś wystąpiła na ekranie lub na scenie. Dostałam nawet propozycję głównej roli w "Dźwiękach muzyki" Andrew Lloyda Webbera na West Endzie, ale zrezygnowałam, bo uznałam, że to nie jest muzyka stworzona dla mnie. Po prostu tego nie czułam. Przede wszystkim chcę występować w filmach, na które sama kupiłabym bilet za 10 dolarów.