To właśnie dzięki sukcesowi adaptacji popularnej powieści Lauren Weisberger Emily Blunt może wybierać spośród wielu filmowych propozycji. Ostatnio hollywoodzki światek obiegła
informacja, że zagra w brytyjskiej megaprodukcji "The Young Victoria". Blunt wcieli się w rolę brytyjskiej monarchini, a twórcy fabuły o XIX-wiecznej królowej (1819
– 1901) skupią się na odtworzeniu młodych lat Victorii, a także jej romansu i małżeństwa z księciem Albertem.
Reżyserią zajmie się Kanadyjczyk Jean-Marc Vallee (twórca nagrodzonej na festiwalu w Toronto komedii "C.R.A.Z.Y."), zaś obraz wyprodukuje Martin Scorsese. Autorem scenariusza
będzie Julian Fellowes, zdobywca Oscara za "Gosford Park" Roberta Altmana. Co ciekawe, konsultantką biograficzną na planie będzie brytyjska księżna Sarah Ferguson.
Choć premiera "Młodej Wiktorii" zaplanowana jest dopiero na 2009 rok, twórcy z pewnością będą starali się wykorzystać niesłabnącą falę popularności filmów o wielkich
władczyniach. Być może sama Blunt po cichu marzy już o Oscarze. Nie od dziś wiadomo, że rola którejś ze sławnych angielskich królowych przynosi aktorkom przynajmniej nominację do Nagrody
Akademii. Oscara otrzymała ostatnio Helen Mirren (Elżbieta II w "Królowej"). Tylko w 1998 roku rola Elżbiety I przyniosła nominację Cate Blanchett
("Elżbieta") i statuetkę Judi Dench ("Zakochany Szekspir"), która z kolei rok wcześniej była nominowana do Oscara za rolę... królowej Wiktorii
("Jej wysokość Pani Brown").
U boku Dench Emily Blunt zdobywała zresztą teatralne szlify, występując w komedii "The Royal Family", którą na deskach Haymarket Theatre w Westminsterze wystawił
legendarny reżyser Peter Hall. Za kreację w tej sztuce została uhonorowana Evening Standard Award dla najlepszej debiutantki. Blunt może więc z optymizmem patrzeć w przyszłość, o ile tylko
aktorsko udźwignie rolę monarchini.
O to jednak nie powinno być obaw, bowiem mimo młodego wieku i stosunkowo skromnej jeszcze filmografii (Blunt debiutowała w kinie w 2003 roku), Brytyjka zdążyła już zaskarbić sobie
przychylność krytyków. Recenzenci docenili jej znakomitą rolę lesbijki Tamsin w dramacie "Lato miłości" Pawła Pawlikowskiego. Aktorka zaznacza, że gra w tym filmie była
dla niej prawdziwą szkołą aktorstwa i improwizacji. Wykształconej Tamsin sprawia wielką przyjemność kontrolowanie i "wychowywanie" nowej przyjaciółki, prostej, ale
doświadczonej przez życie Mony, która mieszka z nawróconym na katolicyzm bratem w rodzinnym pubie - opowiadała w jednym z wywiadów Blunt. - Nasze role rodziły się z improwizacji i było to
dla mnie jednym z najważniejszych aktorskich doświadczeń - zapewniła.
Kolejne przyszły z czasem. W tym roku Blunt była nominowana do dwóch Złotych Globów: za rolę w "Diable..." i występ w telewizyjnym dramacie "Gideon’s
Daughter" Stephena Poliakoffa. Za rolę w tym ostatnim otrzymała zresztą statuetkę. Nagrodę odbierała bez żadnego przygotowania: "Nie napisałam żadnego
przemówienia” - wspomina Blunt. "Spojrzałam na publiczność, a tam siedział Jack Nicholson, gapił się na mnie, a ja nawet nie pamiętałam, jak się nazywam!".
Na brak kolejnych propozycji aktorka nie będzie mogła narzekać. Już wkrótce zobaczymy w kolejnych niezależnych produkcjach, m.in. w "The Great Buck Howard" z Johnem
Malkovichem, "Klubie miłośników Jane Austen" czy opartym na "Idiocie" Dostojewskiego dramacie "Who Killed Norma Barnes?". Ale Emily Blunt nie
zapomina o tym, że pokochało ją także Holywood. Amerykańskim widzom przypomni się niedługo rolą w najnowszym filmie Mike’a Nicholsa "Charlie Wilson’s
War". Występ u boku Toma Hanksa, Julii Roberts i Philipa Seymoura Hoffmana pozwoli jej wykonać kolejny olbrzymi krok na drodze do sławy.
Aby go zobaczyć przejdź do strony z najnowszymi komentarzami.