"Federico Fellini. Księga filmów"
Tullio Kezich
Wyd. Rebis
Ocena: 5.



Federico Fellini to przede wszystkim obraz. Najbardziej plastyczny z geniuszy kina XX wieku, tworzący najbardziej szalone wizje i najbardziej zapadające w pamięć kadry. Owszem, można było napisać, i napisano, o jego filmach setki zajmujących, ale suchych opracowań. Jednak żadne komentarze nie mają takiej mocy jak obrazy: rewia mody dla kleru w „Rzymie”, finałowe sceny „Osiem i pół”, pochód balangowiczów spotykający o poranku pielgrzymkę do kościoła w „Słodkim życiu”, pierwsza scena erotyczna „Casanovy” czy już pomnikowa Anita Ekberg w Fontanie di Trevi.




Reklama

Twórca albumu „Księga filmów”, wybitny krytyk filmowy i wieloletni przyjaciel Felliniego, Tullio Kezich, połączył narrację o wielkim reżyserze ze zmyślnie skomponowanym kolażem filmowych fotosów, prywatnych fotografii, rysunków, szkiców na scenariuszach. Oczywiście jego album nie jest najbardziej wnikliwą analizą myśli twórcy „Amarcodu”, ale dzięki temu, że porusza się w tym samym plastycznym żywiole co reżyser, pozwala go zrozumieć lepiej niż wszelkie naukowe opracowania.



Fellini wyrósł przecież z rysunku. Zanim opuścił Rimini (wariacją na temat ucieczki z rodzinnej prowincji są genialne „Wałkonie”), dużo bardziej niż kinem interesował się czytaniem komiksów i podpatrywaniem tancerek rewiowych. Gdy trafił do Rzymu, przez jakiś czas zarabiał na życie satyrycznymi rysunkami. Sam był zdziwiony, jak odnalazł się w nowym medium, gdy stanął na planie „Białego szejka”: „Kiedy zacząłem kręcić pierwszą scenę filmu, w jednej chwili stałem się wymagający, uważny, kapryśny i drobiazgowy, miałem te wszystkie wady i zalety, których nie znosiłem u innych reżyserów”.

Do końca kariery sam rysował postaci i sceny do swoich filmów. Autor albumu miał dostęp do bogatego archiwum reżysera, dlatego gdy go przeglądamy, czujemy się jak podczas pierwszej wizyty we florenckim muzeum Uffizi, które zachwyca zarówno zbiorami, jak i sposobem ich wyeksponowania i zestawienia. W „Księdze filmów” rysunki Felliniego doskonale grają z kadrami z jego filmów, dają nam dostęp do jego fantastycznej, chyba niedoścignionej przez nikogo wizualnej wyobraźni.

Reklama



Choć ten album to przede wszystkim uczta dla oka, a teoria i krytyczne opracowanie są tu ograniczone do minimum, „Księga filmów” pozostaje istotnym i obiektywnym dokumentem o Fellinim, również w sensie merytorycznym. Rzetelne kompendium wiedzy o reżyserze skomponowano wedle prostego klucza – motywem przewodnim każdego rozdziału jest jeden film, struktura zaś chronologiczna. Solidne streszczenia fabuł naszpikowane cytatami z dialogów przeplatają barwne anegdoty o powstaniu filmów i opowieści prywatne, np. o życiu z Giulettą Messiną czy znajomościach zawodowo-prywatnych.

Barwnie opisano tu potyczki reżysera z innym wybitnym twórcą filmów Vittorio de Sicą, którego Fellini próbował namówić do roli starego aktora homoseksualisty w „Wałkoniach” (odmówił właśnie ze względu na oburzenie obyczajowe, które mogła ona wywołać). Z kolei oscarowa „La Strada” długo spotykała się z odmowami producentów. A Dino De Laurentiis, który ostatecznie zdecydował się produkować film, do ostatniego momentu próbował przeforsować swoja żonę do głównej roli zamiast obsadzonej przez Felliniego Masiny.








Ten sam producent wkrótce potem odrzucił scenariusz „Słodkiego życia” jako za nudny, za długi i z fatalnie wymyśloną obsadą (chodziło o Marcello Mastroianiego w głównej roli). Jest wreszcie „Księga filmów” zbiorem zadziornych cytatów z samego Felliniego, takich jak np.: „>Osiem i pół< jest tylko wprawką, a nie ukończonym dziełem” czy idących pod prąd wszelkim konfesyjnym bądź autobiograficznym interpretacjom jego dzieł: „Prawda w kinie? Skądże! Bawiliśmy się zmyślaniem historii, które potem opowiadałem jako prawdziwe.”


Ten album to idealna lektura nie tylko dla tych, którzy znają filmy Felliniego i na wyrywki potrafią cytować fragmenty znakomitej książki o reżyserze Marii Kornatowskiej. To równie zajmująca lektura dla tych, którzy dopiero będą poznawać włoskiego reżysera.